środa, 6 lipca 2022

WE. #4 (scenariusz i rysunki: Hubert Ronek, wydawnictwo własne, 2022)

Nikt się nie spodziewał hiszp... tak szybko czwartej części WE.!

Powody, dla których zeszyt #4 tak błyskowicznie ukazał się na rynku, Hubert szczegółowo opisuje na stronach klubowych komiksu. Nie będę ich przytaczał; tu jest miejsce na radość, że nowy tom ukazał się w tak krótkim czasie. Boli jedynie objętość - z uwagi na to, że czwarta odsłona nie była fundowana przez zbiórkę na wspieram.to, to dostaliśmy objętość podstawową, bez dodatkowych stron odblokowanych w stretch goalach.

Po prequelowym zeszycie trzy, Ronek rusza do przodu z fabułą. Delikatnie to przodu - właśnie uświadomiłem sobie, że do tej pory twórca stworzył tyle wątków i postaci, więc żeby poświęcić im odpowiednią ilość czasu, musiałby produkować setki stron na zeszyt. Hubert miał dwa wyjścia - zrobić tom 'teledyskowy', gdzie każdym postaciom poświęcić po parę stron i pozwolić im postawić kilka kroków naprzód (taki w pewnym stopniu był zeszyt #2) bądź skupić się na kilku wybranych postaciach i dać im więcej czasu antenowego. Najnowszy tom kroczy drugą drogą - dostajemy ciąg dalszy epilogu z odsłony drugiej, oraz zaglądamy do domu rodziców Roberta.

Lepszy jest wątek Roberta. Być może dlatego, że bardziej pasuje do klimatu post-apo. Pojawia się zagrożenie, jest komu kibicować, nie wiadomo w którą stronę fabuła skręci. I dostajemy - po Grubym - kolejną komiksowo przerysowaną postać. Kris wprowadza pewien ładunek humorystyczny, który Ronek bezczelnie wykorzystuje do wodzenia czytelnika za nos. Zresztą, wkręcania czytelnika w wolty fabularne jest więcej. Dość wspomnieć, że przedstawiony w poprzednim zeszycie 'cudownie' działający telefon Roberta, dostaje tu dość oryginalne rozwinięcie.

Ciąg dalszy przygód rodziców Roberta jest dość przegadany. Właściwie kluczowa jest ostatnia strona, ale do tego momentu można było dojść dużo szybciej. Stety-niestety, Hubert lubuje się w 'mocnych Polaków rozmowach' i daje się postaciom z tego wątku poprzekomarzać. Nie powiem, dialogi są świetne, pełne obyczajowego humoru, ale rozwadniają fabułę. Być może pewne elementy będą ważne w przyszłości (także i tu mamy ciekawe nawiązanie dla jet-lagów czasowych), ale skończyłem tom 4 z mocnym uczuciem niedosytu, gdyż dowiedziałem się jedynie, że relacje w rodzinie Roberta działają na zasadzie 'starych, dobrych małżeństw', lecz poza gatkami to nic ciekawego się u nich nie wydarzyło.

Poza jednym przypadkiem. W pewnym momencie oba wątki się przenikają. W mocno przejmujący i wywołujący emocje sposób. To jedna z najlepiej zaplanowanych i narysowanych scen w serii. Ale żeby ów dramatyzm mógł należycie wybrzmieć, to Hubert poświęcił sporo przeznaczonego sobie miejsca na zreplikowanie kadrów różniących się jedynie szczegółami. Mimo wszystko - opłacało się!

Na wysokości odcinka #4 powoli klaruje się wizja serii. Historia zaczyna coraz lepiej współistnieć ze stylem graficznym Huberta. Między dramatyczne wydarzenia wkradają się elementy groteski, humoru i typowo komiksowych chwytów narracyjnych. Ten zeszyt jest zbyt cienki by zaspokoić czytelniczy głód, na szczęście autor obiecuje następny jeszcze w tym roku. Za parę lat, gdy ktoś łyknie serię w całości, nie zauważy w tej odsłonie większych zgrzytów, gdyż pod ręką będzie miał od razu ciąg dalszy. Nam, prawilnie czytającym tytuł zaraz po wyjściu, Ronek funduje regularny skręt kiszek. Te, po zamknięciu ostatniej strony, wręcz szaleją domagając się natychmiastowej kontynuacji. To wiele mówiąca oznaka dobrze napisanej historii - euforię tonuje fakt, że najwyższa pora dowiedzieć się co u pozostałej rodzinki, więc na kontynuację wątku Roberta przyjdzie sporo poczekać. Mówi się trudno, trzeba trzymać kciuki, by Hubert utrzymał tytaniczne tempo pracy!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Postapo #4: Jacy jesteśmy? (scenariusz: Daniel Gizicki, rysunki: Krzysztof Małecki, Łukasz Rydzewski, wydawnictwo Celuloza, 2024)

To nie "Mad Max". Nie będę ryzykował wszystkiego, by złapać jakichś gości...