czwartek, 17 lutego 2022

Trzy dekady trzeciego obiegu - w hołdzie Prosiakowi (red. nacz.: Mateusz Smoter, wydanie własne, 2021)

To dla mnie trochę stresująca sytuacja. Mateusz Smoter podrzucił link do cyfrowej wersji tej pozycji z pytaniem, czy mógłbym skrobnąć coś o niej skrobnąć. Już od jakiegoś czasu posiadam egzemplarz papierowy, ale... nigdy nie planowałem wpisu, gdyż nie jestem kompetentny wypowiadać się na temat historii polskiego komiksu. Ale spróbuję; może nikt mnie nie pożre z tego powodu.

Kiedy Krzysztof Owedyk na początku lat 90-tych ubiegłego wieku zaczął wydawać swoje pierwsze ziny to już czytałem komiksy. Ale mieszkając na zabitej dechami świętokrzyskiej wiosce miałem problemy z dotarciem nawet do kioskowych Thorgali. O Prosiaku częściej więc czytałem, że to król polskiego współczesnego komiksu, niż znałem jego dokonania. Nawet dziś jest niewiele lepiej - na półce stoi Będziesz smażyć się w piekle, antologia Ostatnie Drzewo i zeszyt Wydziału 7. Wstyd przyznać, ale na kupce wstydu wciąż zalegają Bajki Urłałckie i dokupiona na allegro (po lekturze Trzech dekad) Ósma czara oraz Ciernie w koronie. Kiedyś to wszystko przeczytam, słowo harcerza!

Trzy dekady trzeciego obiegu to urocza laurka-hołd złożona Prosiakowi z okazji 30-lecia aktywności twórczej. Rednacz do skrobnięcia paru wspomnieniowych słów zaprosił przyjaciół artysty, wydawców i krytyków, dla których dzieła Krzysztofa stały się inspiracją rozwoju własnej twórczości bądź wyryły w pamięci niezatarte wrażenia. Z wpisów wyłania się obraz Owedyka jako pogodnego i skromnego człowieka, mocno zaangażowanego w każdy projekt, w którym brał udział. Ów kontrast pomiędzy raczej introwertycznym charakterem (takie odniosłem wrażenie) a punkową werwą bijącą z jego komiksów sprawia że autor jawi się jeszcze mocniej jako enigmatyczna, nieodgadniona osobowość.

Ale by przekonać się, co Prosiakowi kłębi się w głowie, przynosi lektura świeżego wywiadu z artystą. Bardzo dobrego. Zawierającego - co oczywiste - wspominki, technikalia ale też podejmującego zagadnienia z tzw. prozy życia: wypalenia zawodowego, dzielenia czasu między pracę na etacie, robienie komiksów, malarstwo, czy nawet granie w gry komputerowe. Wiadomo lekko nie jest, ale Owedyk zdaje się być człowiekiem spełnionym, co cieszy bardzo!

Lubię wklejone między wypowiedzi archiwalia - fragmenty twórczości Krzysztofa z zinowych (i nie tylko) czasów; kapitalne jest zdjęcie wymiętoszonej kartki z ofertą 'sklepową' komiksów Prosiaka; to świadectwo czasów, które odeszły bezpowrotnie. Przypinki i wlepki funkcjonują i dziś, jednak sposób dystrybucji nie wywołuje już zapewne takich emocji. Dobrym pomysłem było również poproszenie zaprzyjaźnionych rysowników, by po swojemu zinterpretowali Prosiakowych bohaterów. Nie znam wszystkich oryginalnych referencji, ale wydaje mi się, że udanie dokonali konwersji z owedykowego stylu na swój własny.

Bardzo fajny zin, nie tylko dla tych, którzy twórczość Krzysztofa znają na pamięć. To również dokument o czasach, gdy odradzał się polski komiks po zapaści wywołanej transformacją ustrojową. Dlatego też na koniec pozwolę sobie wyrazić nadzieję, że komiksy Owedyka będą wznawiane regularnie, gdyż obecnie kilka jego flagowych tytułów, ze zbiorczym Prosiackiem włącznie, krąży wyłącznie w drugim (trzecim?) obiegu.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Stan bloga po PFSK'24

Trzeci rok z rzędu pojechałem na Poznański Festiwal Sztuki Komiksowej. Trochę na wariackich papierach. W mieszkaniu bajzel po niedawnym remo...