Jest taki stary animowany serial Było sobie życie. O tym jak funkcjonuje nasz organizm i z jakich elementów się składa. Powyższy komiks zdradza co się dzieje w ciele ludzkim, gdy pewne mechanizmy zawodzą. I już na wstępie zapodam werdykt: to bardzo dobre i przejmujące dzieło. Dodatkowo wydane przez oficynę nie kojarzącą się z komiksami.
Adela ma 12 lat. Jest uśmiechniętą nastolatką, mająca przyjaciół i typowe młodzieńcze zainteresowania. Zwykła dziewczynka, jakich wiele. 8 czerwca 2018 roku w jej życiu pojawia się dziwna kobieta. Starsza, raczej brzydka, z dziwnym puklem włosów na głowie i przydługim nosie. W dodatku oprócz Adeli nie widzi jej nikt. Kobieta przedstawia się dziewczynce. Mówi, że nazywa się Choroba i odtąd będzie jej towarzyszyć, gdyż dotychczasowe Zdrowie właśnie ją opuściło. Adelę zaczyna irytować niespodziewany i natrętny gość. Próbuje go wygonić i wyprzeć ze swojej wyobraźni. Nadaremno. Choroba bierze dziewczynkę w fantasmagoryczną podróż do jej organizmu, by przygotować ją na wydarzenia, które będą mieć miejsce za kilka dni, kiedy przyjdą wyniki badań krwi.
To nie jest miły komiks. Skierowany teoretycznie dla rówieśników Adeli, jednak w podany w bardzo naturalistyczny sposób. Wręcz wywołujący ciarki, uczucie niepokoju i skurcz krtani. Już w dyskomfort wprawiają podtytuły rozdziałów. Dzień -3. Dzień -2. Zanim opowieść dojdzie do kluczowego dnia 0, nasza wyobraźnia jest już podporządkowana panicznym reakcjom. My, dorośli czytelnicy, wiemy czym jest rak więc reagujemy na diagnozę reakcją szokową. Adela nie jest tego świadoma i zanim fabuła potoczy się dalej, podświadomie chcemy ją chronić. Pragniemy by w kolejnym rozdziale okazało się, że to pomyłka, wyniki badań zostały błędnie zinterpretowane i dziewczynka nie będzie potrzebować bolesnej kuracji. Paradoksalnie, naszym sprzymierzeńcem staje się Choroba, która cierpliwie tłumaczy Adeli (i nam!) zawiłości biochemii choroby nowotworowej. Oraz - co ważne - pomaga jej przestawić roztrzaskaną diagnozą psychikę i przetrwać ciężki, kilkuletni proces leczenia.
O, choroba to wielowymiarowa opowieść. Wiadomo, element edukacyjny jest na pierwszym miejscu. Dostajemy rozbudowaną ściągawkę o układzie odpornościowym, wtedy gdy działa sprawnie, gdy atakują go patogeny ale także gdy obraca się przeciwko własnemu organizmowi. Ale to także historia o oswajaniu strachu, życiu z nim i konwertowaniu go na zrozumiałe dla małego człowieka zjawiska. Adela spędzając trzy lata w szpitalu onkologicznym przeszła zdecydowanie zbyt szybką szkołę życia. Rak odebrał jej dzieciństwo, ale równocześnie wlał w dziewczynę wulkan siły, by swoje doświadczenia z chorobą przekazać innym dzieciakom, które dopiero stoją na początku drogi przez piekło. Komiks to również kapitalna opowieść o młodych siłaczach - każdy z pacjentów szpitala radzi sobie z chorobą na swój zwichrowany sposób - rozdziały pokazujące nastoletnich tytanów są najlepszymi w całej książce.
Boguś Janiszewski nie poszedł drogą szkolną. W jego opowiadaniu historii widać szeroki zakres uczuć - lęku, strachu a także sarkazmu i cynizmu. Przekazuje fakty, w sposób jaki zrobiłaby to współczesna nastolatka swojej koleżance. Adela i jej rówieśnicy są lekko rozpieszczeni, delikatnie roszczeniowi, wyszczekani, myślący 'memami' i 'bekowymi' skojarzeniami. Dlatego autor często ucieka się do groteski obrazując pewne procesy fizjologiczne. Zamiana starej komórki na nową jest określana jako 'wymiana na nowszy model'. Zjawisko infekcji przez bakterie i wirusy zostało ukazane jako uliczne przechwałki mikrobów dyskutujących kto kogo zakaził i jakie wywołał objawy. Przy czym te zarazki, które zdolne są spowodować jedynie katar i sraczkę są uważane za lamerskie. Dzięki takim zabiegom komiks się pochłania, lektura nie nudzi, nie odpycha infantylnością. Zamiast tego - wzbudza emocje, empatycznie łączy z bohaterką a w pewnym momencie można się rozbeczeć.
O ile Janiszewski dość oryginalnie podszedł to tematu - Max Skowrider postanowił pójść krok dalej i zobrazował historię w undegroundowym stylu. Nie mam pojęcia, jak nastolatek przyjmie taką kreskę (zgaduję, że nie za bardzo), która technicznie rzecz biorąc, jest brzydka. I subiektywnie dla mnie - arcyciekawa. Skowrider w łebski sposób często pozbawia drugi plan koloru by zogniskować wzrok czytelnika na bohaterach. Innym razem stosuje odwrotny trick, gdzie otoczenie potrafi przytłoczyć brudem i dusznością. Wyświechtany motyw (elementy zdrowe mają ciepłe barwy, chore - bure) tu działa z powodzeniem. Podobnie jak groteskowe kadry, które sprawiają, że przez chwilę patrzymy na świat oczami Adeli, w której dotychczasowy świat wraz z przybyciem Choroby zaczął przyjmować coraz mniej zrozumiałe wzory.
Zapomnijcie, że to edu-komiks. To bardzo dobra obyczajówka. Z ciekawymi bohaterami, angażującą historią, napięciem i emocjami. Po zamknięciu książki inaczej spojrzycie na świat, o istnieniu którego nie chce się zbyt często pamiętać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz