poniedziałek, 7 sierpnia 2023

Hotel na skraju lasu #1 (scenariusz i rysunki: Magdalena i Michał Hińcza, Kultura Gniewu, 2023)


Tegoroczne lato w południowo wschodniej Polsce nie rozpieszcza. Właściwie pada co dzień. Dlatego obcowanie z komiksem z wylakierowanym deszczem na okładce sprawia, że siedząc w fotelu można poczuć się niczym gość w pewnym przybytku na skraju lasu.

Tytułowy hotel to osobliwe miejsce. Położone z dala od siedzib ludzkich, wrośnięte w ścianę z drzew. Z najbliższej wioski można się do niego dostać powozem bądź łodzią. Dotarcie do najbliższego miasta to już całodniowa wyprawa. Właścicielem obiektu jest Teodor, starszy mężczyzna, który robi wszystko, by miejsce stało się schronieniem dla wszelakiej maści podróżników. Ale lokatorami są głównie zasiedziali goście, którym odpowiada klimat odosobnienia, sowicie zaopatrzona biblioteka oraz regularnie organizowane koncerty. Teodorowi pomaga wnuczka Julia, nastoletnia dziewczyna, opuszczona wiele lat temu przez ojca.

Czas i miejsce akcji nie są określone. Obecność bizonów każe sądzić, że fabuła dzieje się w Ameryce Północnej. W hotelu nie ma elektryczności, więc można mniemać, że opowieść ma miejsce przed rewolucją technologiczną i powszechną elektryfikacją. Obserwując architekturę budynków a także stroje bohaterów można założyć, że akcja dzieje się gdzieś na przełomie XIX/XX wieku w miejscu, do którego nie dotarła jeszcze cywilizacja związana z wynalazkiem Edisona. Z drugiej strony istnienie wlichów - wielkich koniopodobnych stworzeń o rogach przypominających byki Longhorny sugeruje czytelnikowi, że ma do czynienia z wymyślonym światem, bardziej nastawionym na uzyskanie zamierzonego klimatu niż osadzeniu w prawdziwych realiach.

Używając filmowych porównań - Hotel na skraju lasu jest slowburnerem. Hińczowie dobrze czują się w swojej opowieści i pozwalają jej leniwie płynąć. Nawet jak budują świat przedstawiony, to w skromny sposób. Stosunkowo niewiele dowiadujemy się o głównych postaciach, charaktery gości są naszkicowane, fakty rozszerzające naszą wiedzę o historii przybytku podane są w ilościach homeopatycznych. Ale to w niczym nie przeszkadza, gdyż autorzy są dobrymi opowiadaczami i mają niezłą rękę do dialogów. Bohaterowie powieści dużo rozmawiają ze sobą, w rozbudowany sposób odnosząc się do zaistniałych sytuacji. Niezależnie czy wątek dotyczy scen spokojnych, czy tych o gęstniejącym napięciu - droga, którą twórcy nas prowadzą jest adekwatna do kreślonych wydarzeń.

Technicznie rzecz biorąc komiks trzeba włożyć do półki z napisem animal-eko-horror. Osią kreślonych wydarzeń są tajemnicze ataki dzikich zwierząt w pobliżu hotelu. Oraz nie mniej tajemnicze zgony. Scenariusz powoli rozwija poczucie zagrożenia, choć startuje z wysokiego poziomu, od wizyty tajemniczego gościa i złowieszczej przepowiedni. Potem opowieść się wycisza, przechodząc w obyczajówkę, by móc polubić postacie pierwszoplanowe. I ponownie stosując filmową retorykę - Hińczowie nie stosują jumpscare'ów; precyzyjnie i metodycznie pchają fabułę do przodu, pozwalając bohaterom w swoim tempie wypracować szerszy kontekst niecodziennych zdarzeń.

Ale oprócz wątku 'niesamowitego' mamy równolegle prowadzony wątek nastoletniej dziewczyny. Gdy do hotelu przybywają przyjaciele Julii, Malidija i Belan, dość postępowe małżeństwo podróżników, w młodej osobie zaczyna coś pękać. W dojrzewającym ciele zakwitają pączki seksualności, odzywa się tęsknota za poznawaniem świata, a ekscentryczna para mimowolnie w oczach Julii staje się zalążkiem rodzicielskich uczuć, których dziewczyna (chyba) nigdy nie doznała. I muszę przyznać że owa nitka fabularna stanowi udane sprzężenie zwrotne pod widok kolejnych trupów.

Nie ma co odwlekać tematu - strona graficzna. Najbardziej rzucająca się w oczy, najmocniej dyskutowana przy okazji recenzji Hotelu. Jest chropowata, często zabrudzona zbyt dużą ilością węgla, mało klarowna, miejscami nieczytelna. Pojawiały się opinie, że twórcy nie umieją rysować i z premedytacją przykrywają niedostatki warsztatowe. Niekoniecznie się zgadzam; jeśli wykonać test 'pleców konia', te zostały oddane anatomicznie. Zastosowany styl ma swoje dobre i złe strony. Niestety trzeba się mocno wpatrywać w niektóre ciemne kadry i wyłuskiwać szczegóły. Postacie, zwłaszcza te poboczne nie posiadają na tyle unikalnych twarzy i zbyt często zgadywałem, która postać wypowiada dany dialog. Ale... takie wpatrywanie się w smolistą grafikę powoduje, że poświęcamy więcej czasu na analizę nie tylko rysunków, ale przy okazji wszelkich fabularnych niuansów. I nie ma co ukrywać, owe węgielkowe bazgroły udanie współgrają z wiktoriańską opowieścią. Leje deszcz, promienie słoneczne niechętnie zaglądają w kadry, strony nierzadko wydają się być wilgotne a zagrożenie namacalne.

I jak to często u debiutantów przystało, zdarzyło się autorom kilka kiksów. Jeden z nich to klasyka - gęsta ulewa i świecący księżyc na niebie. Transport rzeczny przypomina nasz współczesny, z łodziami wyposażonymi w silniki spalinowe - w komiksie żaglówki napędzane wiatrem przemierzają drogę pod prąd w podobnym czasie co z prądem. Ale największe 'auć' wywołały u mnie strony 180-181. Z fabularnego punktu widzenia strony ważne, dynamiczne, mroczne. Niestety dramaturgię rozwaliły użyte onomatopeje "cap", "siuuuu", "plusk". Gdyby to była humorystyczna rzecz w stylu Kajka i Kokosza, pasowałyby jak najbardziej. Ale w tej dramatycznej scenie wprowadzaną niezamierzony komizm.

Bardzo lubię opowieści, które sprawiają,  że po lekturze układam sobie w głowie możliwe ciągi dalsze. Hotel na skraju lasu wywołał podobny efekt. Nie wiem, w którą stronę podąży opowieść, ale mam teorię kim jest mężczyzna z ostatnich stron. Zaraz na początku komiksu Horacy zwraca się do Teodora słowami "Mam nadzieję, że nie wrodziła się w ojca. (...) Bo inaczej szybko stąd wywieje". Czy tajemnicza postać okaże się zaginionym rodzicem Julii? Może tak, a może za bardzo nadinterpretuję. Ale tytuł rozpalił we mnie wyobraźnię i przez kilka dni zajął umysł rozkminkami. To były dobre chwile.

Również nie mogę przyznać, że jestem fanem kreski Hińczów. Zaczytuję się w różnych undergroundach, więc i tutaj nie miałem większych oporów zanurzyć się w artystyczną smołę. Jednak kilkukrotna niemożność połącznia dialogów z imionami i twarzami osób je wypowiadających potrafiła wytrącić z płynnej lektury. 

Za to Hotel jest komiksem do zaczytania się. To wystarczy, by z lekką podjarką oczekiwać na wieści o tomie numer dwa.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Spółka Zło #1: Zło czai się wszędzie (scenariusz: Karol Porzycki, rysunki: Piotr Burzyński, wydawnictwo Aqvarius Studio, 2024)

I oto mamy na rynku kolejne małe wydawnictwo, które na dzień dobry wystartowało z zeszytówką. Z technicznego punktu widzenia to parodia supe...