czwartek, 8 grudnia 2022

Plemię Sów #4 (scenariusz i rysunki: Łukasz Wnuczek, timof comics, 2022)


Stranger Things w prekolumbijskiej Ameryce Północnej? Czemu nie!

Łukasz Wnuczek w końcu wskoczył na właściwy szlak. Potrzebował aż trzy tomy, by nauczyć się komiksowego rzemiosła i wykorzystać w pełni potencjał wykreowanego świata. Drogę miał wyboistą, począwszy od zbytniej teatralności rysunków, poprzez scenariusze niejednokrotnie sprowadzające się do gadających głów. Owszem, ze snutej opowieści biła duża erudycja związana z kulturą Indian i Wikingów, ale też lubiło wiać fabularną nudą. Gdy w trzecim tomie Wnuczek uruchomił większy pierwiastek fantastyczny, który pozwolił bohaterom wpaść w ciekawsze 'tarapaty', ciekawość ciągu dalszego wzrosła. Ale nie spodziewałem się w zeszycie czwartym dostać aż tak zajmującą opowieść grozy!

Pod koniec trzeciego odcinka Arosen wraz z najbliższymi wyrusza w świat szukać lepszego miejsca do życia. Pierwsza strona nowej odsłony przedstawia członków Plemienia Sów spokojnie płynących rzeką z dwóch łodziach. Ale ze strony na stronę robi się coraz dziwniej. Vidarr zauważa śledzącego ich w drzewach małego człowieczka, chwilę później napotykają zatopioną łódź, którą nie zbudowali Indianie. Z godziny na godzinę klimat gęstnieje i robi się coraz bardziej... lovecraftowski! Na arenę przygód wkraczają ludzie-szpony, zagadkowa osada, która traktuje bohaterów jak wybawicieli z przepowiedni, beznose plemię, oraz tajemnica, której rozwiązanie wymaga przekroczenia bariery dzielącej dwa światy. 

Słowem - nudzić się nie można. Łukasz zaraz na początku rozbija załogę i z wprawą prowadzi bez przegadania równoległe wątki, które udanie splata ze sobą w widowiskowym finale. Bardzo podoba mi się początkowy klimat niezwykłości i tajemnicy miejsca, w którym znaleźli się bohaterowie, uczucie niepokoju związane z mieszkańcami osady oraz umiejętnie wprowadzone postacie 'europejskie'. A przede wszystkim twórcze wykorzystanie lokalnej mitologii. I tym razem Wnuczek na końcu przedstawił mini-słowniczek, by pokazać, jak mocno fabuła jest osadzona w tamtejszym folklorze. Zupełnie nie miałem pojęcia o istnieniu czegoś takiego jak Djeien czy Mannegiszi - tu dostałem przyśpieszony kurs indiańskiego bestiariusza ubrany w wartką akcję.

Zwyżka formy także obejmuje stronę graficzną. W kresce Wnuczka z tomu na tom jest mniej sztywności, więcej życia i częstszego popisywania się wyobraźnią. Atak Nykra - świetny. Wizje z sową - efekciarskie. Design potworów - słusznie horrorowaty. A gdy dołączymy do tego elementy stałe jak malowniczy krajobrazy oraz stroje i twarze autochtonów, choćby poprzez zwykłe sumowanie dostajemy album, który mile się ogląda.

I tu przechodzimy do jedynej wady komiksu. A imię jej timof comics. Plemię Sów pierwotnie wychodzi na rynku francuskim i we tamtejszym mainstreamowym standardzie - większy format, full kolor. Timof wydał serię w naszym kraju budżetowo - w rozmiarze B5 i skalach szarości. Poniekąd rozumiem decyzję wydawnictwa, dzięki temu mogło zbić cenę do naprawdę niewielkiej i tym samym uatrakcyjnić swój - jakby nie patrzeć - niszowy komiks. Przez pierwsze trzy albumy mi to nie przeszkadzało. Dostając średnio angażującą fabułę bez większych zgrzytów zgodziłem się na 'wykastrowany' produkt. Z tym odcinkiem jest inaczej. Komiks przeczytałem jednym tchem i naprawdę zaczął mi doskwierać brak koloru i stłamszone na niewielkiej powierzchni rysunki. 

Może więc kiedyś, gdzieś ktoś to wyda w formie właściwej - pozostaje mieć nadzieję, że kolejne tomy będą równie dobre i popularność serii będzie tylko rosła.


4 komentarze:

  1. ,,Wykastrowany produkt" to jest to!

    OdpowiedzUsuń
  2. Zauważyłem to już przy pierwszym tomie - zbyt mały format i rysunki są bardziej czytelne w kolorze - w szarości komiks dużo traci.
    Niby kolor dwa razy droższy - ale przez to "skąpstwo" wydawca może "stracić" kilku potencjalnych czytelników.
    Ach, ten Timof - pewno uważa się za dobrego biznesmena oszczędzając, ale chyba nie tędy droga.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie stracił np. Odbiłem się od stoiska, a chciałem kupić.

      Usuń
  3. Brak koloru nie przeszkadza mi, nawet miałbym problem z wybraniem wersji, gdyby były po polsku cz-b i kol. Ale za ten pomniejszony format decydenci z Timofa będą się w piekle smażyć.

    OdpowiedzUsuń

The Elements: The magic sword/The rescue mission (scenariusz: Maciej Jasiński, rysunki: Arkadiusz Klimek, Jacek Michalski, Rafał Szłapa, Piotr Nowacki, Jarosław Wojtasiński, wydawnictwo Ministerstwo Spraw Zagranicznych, 2025)

To już druga formacja (po Paneuropie ), którą można nazwać polską odpowiedzią na Ligę Niezwykłych Dżentelmenów . Choć w tym przypadku skojar...