sobota, 7 sierpnia 2021

Power Bear #1 (scenariusz i rysunki: Łukasz Majcher, wydawnictwo własne, 2021)

 

Łukasz Majcher to bydgoszczanin od paru lat mieszkający w Berlinie. Swój pierwszy komiks wydał w języku niemieckim i angielskim. Ze względów finansowych nie zdecydował się na druk polskiej wersji. Z prostych powodów. Power Bear jest komiksem podwójnie niszowym: raz, że związany jest w ruchem LGBT, a dwa że bohaterami są przedstawiciele jednej z subkultur, tzw. bear community.

TROCHĘ KONIECZNYCH SPOILERÓW!

Opowieść zaczyna się podobnie jak Prometeusz Riddley'a Scotta :) Miliardy lat temu, zanim na Ziemi powstały jakiekolwiek białkowe formy, wylądowali na świeżo ostygłej skorupie (w dość widowiskowy sposób) Obcy. Przywieźli ze sobą probówkę zawierającą katalizator przemian biochemicznych, który umożliwiłby przyśpieszenie rozwoju życia na naszej planecie. Ale żeby nie doszło do niekontrolowanej eksplozji gatunków i nadmiernych rozrostów, do katalizatora dodano czynnik hamujący, odpowiedzialny za rodzenie się osób homoseksualnych. Chwilę później akcja przeskakuje do współczesnego Berlina, gdzie policja aresztuje tajemniczą postać odpowiedzialną za ożywianie posągów. Dodatkowo na całej planecie zaczynają pojawiać się ludzie z nadnaturalnymi mocami, ale przemiana owa dotyczy tylko osób nieheteronormatywnych. Co sprawia, że społeczeństwo LGBT znów znajduje się na celowniku instytucji, którzy widzą w gejach i lesbijkach zagrożenie. I w takim gorącym momencie poznajemy Maxa Meinhelda, który jeszcze kilka dni wcześniej był zwykłym urzędnikiem w początkowej fazie depresji. 

Jak widać z powyższego opisu - w pierwszym zeszycie autor starał się ugryźć kilka wątków. Dostajemy pulpową genezę życia na ziemi, elementy obyczajowe, nakreślenie problemów z jakimi zmagają się osoby homoseksualne na zalążku superbohaterszczyzny kończąc. I co częste u debiutantów - nie wszystkie wybrzmiały odpowiednio. Najsłabiej wyszła kreacja nieśmiertelnych kosmitów - oparta na slapstickowym humorze i postmodernistycznym mruganiu do czytelnika. Część superbohaterska korzysta z dobrych, sprawdzonych, choć ogranych wzorców - to wariacja na temat Green Lantern. Tylko z innym kolorem niż zielonym. Najlepsze Łukaszowi wyszły wątki obyczajowe, gdy mógł pozwolić sobie na zwolnienie akcji i głębsze przedstawienie codzienności głównych postaci. Wyszły naturalnie (no może miejscami ciut za słodko), bez zadęcia i sztuczności. Chciałbym by w kolejnych zeszytach planowanej trylogii również znalazły odpowiednią ilość miejsca (tuż za fantastycznymi plotami, które dopiero co wydają się rozkwitać), gdyż przedstawia je w bardzo udany sposób. 

Majcher w swoim debiutanckim zeszycie pragnie zobaczyć, w jakim stylu najlepiej mu się opowiada historie i próbuje rozprawić się z komiksowym rzemiosłem z wielu stron. Raz z lepszym, raz z gorszym skutkiem. Ciekawie przemyca kilka inside jokes bez problemu zrozumiałych dla LGBT, ale wkłada je w usta anonimowych bohaterów, którym poświęca kilka kartek czasu antenowego komiksu, choć te postacie są właściwie nieznaczące dla fabuły. Cierpi na tym trochę ekspozycja świata przedstawionego. Dostajemy w łapki wiele postaci ważnych dla opowieści, które chcemy jak najszybciej polubić i trochę szkoda miejsca na pogadanki 'statystów'. Ale z drugiej strony - doceniam odniesienia do Powrotu Mrocznego Rycerza Franka Millera i przekazywania informacji z poziomu ekranu telewizora. Drobnostka, a cieszy!

Jako rysownik Łukasz radzi sobie przyzwoicie. Podoba mi się, że nie stara się być 'artsy' i w debiutanckim komiksie nie próbuje na siłę wyróżniać się szatą graficzną. Ta zwyczajnie spełnia swoją rolę oddając charakter opowieści. Lekko cartoonowa, przejrzysta, choć miejscami zbyt sterylna. W jego kresce widzę dużo wspólnych punktów z stylem, który parę miesięcy temu zaprezentował Mateusz Michnowicz w Wolfhunt. Na pewnych kadrach fajnie kreśli dynamikę i anatomię, na innych wkrada się zbytnia posągowość. Ale na przestrzeni tego zeszytu widać progres artystyczny - pierwsze strony cechuje minimal z lekko zarysowanymi tłami, końcówka zeszytu to już większa dbałość o szczegóły i ciekawe wypełnianie kadrów. Dlatego o kolejne odsłony jestem spokojny. On nam jeszcze pokaże!

I fajnie, że kolejny Polak wziął się za bary z superhero. Co prawda w Power Bear #1 tego superhero jeszcze nie ma za dużo, ale środowisko w którym ono zaistniało obiecuje pewną bryzę świeżości. Mam lekką obawę jak w przyszłości splotą się ze sobą te trzy nurty o różnym ciężarze gatunkowym, ale widać że Majcher ma na nie pomysł. Wspierajmy więc go mocno!



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Stan bloga po PFSK'24

Trzeci rok z rzędu pojechałem na Poznański Festiwal Sztuki Komiksowej. Trochę na wariackich papierach. W mieszkaniu bajzel po niedawnym remo...