czwartek, 21 marca 2024

Kij w dupie (scenariusz i rysunki: Konrad Koko Okoński, wydawnictwo własne, 2013-2023)

Po dekadzie od publikacji pierwszego paska nareszcie można postawić na półce papierowe wydanie całości Kij w dupie Pubu.

Pierwszy odcinek ukazał 26 listopada 2013 roku i - jak czytam - od razu zaskarbił sobie sporo grono wielbicieli. Gdyż i temat nośny dla komiksowych nerdów. Główny bohater, Badyl, próbując sobie ułożyć życie po rozstaniu z dziewczyną, w dość tajemniczych okolicznościach staje się właścicielem zapuszczonego baru ulokowanego gdzieś w piwnicach. Nad wejściem zauważa szyld o wiele mówiącej nazwie "Kij w dupie". Nie pamiętając jak doszło do kupna, dość niechętnie zaczyna ogarniać zagraconą przestrzeń. Szybko wychodzi na jaw, że bar skrywa wiele zakamarków, a klientela przychodząca napić się piwa, niekoniecznie jest z tego świata.

Kij w dupie można nazwać geekowskim odpowiednikiem Przyjaciół. Drużyna Badyla to bardzo kolorowa gromadka. On z gatunku sztywniaków, o chmurnym spojrzeniu. Jego siostra, Janek jest zupełnym przeciwieństwem - energiczna, szalona, wiecznie na rauszu i oddana lesbijskim przelotnym romansom. Skład dopełnia Paula, dziewczyna z widowiskowymi dredami, miłośniczka zioła, Kisiel, ciamajdowaty wieczny student oraz Lamia - sukkub kradnący kawałki dusz podczas miłosnych uniesień. Czy można o bardziej niedopasowaną drużynę? Pozory mylą - chemia działająca między bohaterami jest największą siłą historii.

Oczywiście karty komiksu wypełnia nie mniej kolorowy orszak drugoplanowych bohaterów. Przedstawiciel Cthulhu na Ziemi, członkowie Zakonu Czystej Ludzkości, Władca Piekieł, ghoul, studentka Ewa, kot o dwóch paszczach, Cerber, wampiry oraz wielu przedstawicieli ludzkiej rasy wyraźnie odciskają swoje pięć minut w snutej opowieści. A trochę się w niej dzieje - mimo, iż akcja toczy się głównie w barze, to przez miasto przetaczają się aż dwie (!) apokalipsy. I co ważne - każdą z postaci się zwyczajnie lubi, gdyż są 'jacyś'.

Konrad Okoński w każdym ze swoich komiksów pokazuje, że kreślenie różnorodnych charakterów przychodzi mu bez trudu. Nie inaczej jest i tu. Wystarczy mu zaledwie kilka kadrów, by nadać bohaterom unikalnych cech a następnie twórczo rozwinąć je dalej. Z jednakową swadą wprowadza na arenę zdarzeń wybuchowy temperament (Janek) bądź milczka kierującego się nieziemską logiką (Pan Jagódka). Ale przede wszystkim Koko jest mistrzem dialogów. Wspominałem Przyjaciół

Kij w dupie to tacy Przyjaciele na speedzie. Tutaj humor jest bardziej podkręcony, cyniczny, zdecydowanie dla dorosłych, miejscami perwersyjny, często typowo "studencki", gdzieniegdzie przaśny i jadący po bandzie, ale zawsze inteligentny. I od wielkiego dzwonu uciekający się do gagów, które by napędzały fabułę. Całe 'humorystyczne mięso" jest sytuacyjne, wytworzone poprzez interakcje, puenty, odniesienia do nerdowskiej popkultury, skrzące się od niesztampowych zestawień i zderzeń charakterologicznych. W Kiju bohaterowie gadają jak nakręceni, niewiele jest niemych kadrów, ale Konradowi udaje się do końca utrzymać wysoki poziom, co chwilę zaskakując czytelnika interpersonalnymi ripostami. Czyta się to z zapartych tchem, choć im dalej w komiks to można wyczuć szargany flow opowieści wynikający z odcinkowej konstrukcji fabuły (przejścia między jedną a drugą stroną miejscami są zbyt ostre). 

Szelmowskiej fabule towarzyszą również miodne rysunki. Koko dekadę temu miał już ten sam profesjonalny warsztat, który teraz prezentuje w Necros. Giętka, komediowo-cartonowa kreska, niczym masło wprowadza w świat przedstawiony. Zupełnie też nie przeszkadza piwniczno-zimnoszara paleta kolorów - Koko czaruje czytelnika projektami postaci, grymasami twarzy i klarowną zawadiackością uprawianego stylu. A eksperymenty z kolorystyką się zdarzają, choć mają ścisłe uzasadnienie fabularne!

W zeszłym roku autor wydał w wersji papierowej czwarty, ostatni tom, dodrukował pierwszy, dzięki czemu na rynku można nabyć kompletną historię. A jednak tytuł przeszedł niezauważony, sądząc po publikowanych tu i ówdzie rocznicowych rankingach. Szkoda, gdyż to potężna dawka dobrego mainstreamowego czytadła, które może się nie spodobać jedynie tym, co mają przysłowiowy 'kij w dupie'. Cudze chwalicie, swego nie znacie - sentencja, jak rzadko gdzie, pasuje do tego komiksu. Ale zawsze można sięgnąć po wersję webową i utonąć na długie godziny. Jest to odkrycia w tym miejscu.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Stan bloga po PFSK'24

Trzeci rok z rzędu pojechałem na Poznański Festiwal Sztuki Komiksowej. Trochę na wariackich papierach. W mieszkaniu bajzel po niedawnym remo...