Cudowni to opowieść dziejąca się w świecie gry planszowej MidGuard. Czy jest zrozumiała dla kogoś, kto nie miał wcześniej do czynienia z tym systemem? Tak, ale...
Twórcą gry jest Artur Szymała. W 2021 roku stworzył wersję demonstracyjną, którą wrzucił na portale crowdfundingowe by zebrać fundusze na wydanie pełnej wersji. Udało się, rok później gra ukazała się na rynku. O tytule dowiedziałem się przy okazji lektury komiksu, więc tu pozwolę sobie przekleić tekst z oficjalnej strony: MidGuard to gra fabularna, która w niekonwencjonalny sposób łączy gatunek sci-fi z bogatą i pełną heroizmu mitologią nordycką. Galaktyka podzielona jest na niezliczoną liczbę układów gwiezdnych, z których dziewięć odgrywa w niej dominującą rolę, ponieważ to na planetach będących ich częścią wykształciły się cywilizacje - to m.in. Asgard, Helheim czy mroźne Jotunheim. Pośrodku tego wszystkiego, w samym centrum galaktyki, położony jest Midgard - unikatowy system, skąd wywodzą się ludzie. Strzeliste, przypominające żagle wieżowce sąsiadują tam z dawnymi nordyckimi świątyniami. Bezduszne korporacje toczą sekretną wojnę, a wszystko zmierza ku ostatecznemu rozstrzygnięciu - Ragnarokowi.
Ale w sumie te informacje nie są potrzebne do cieszenia się Cudownymi. Za to warto zacząć lekturę od opisu na ostatniej stronie okładki, gdzie otrzymujemy pokrótce nakreśloną ekspozycję świata, na którą zabrakło miejsca w samym komiksie. A ten zaczyna się intrygująco - od widoku zalanego ogniem miasta przyszłości, nad które zlatują reporterskie helikoptery z nazwą stacji zapisaną pismem runicznym. Przedstawiony świat Midguardu widzimy oczami dwóch postaci - Ingrid Andersdottir, elitarnej wojowniczki, której zadaniem jest ochrona świata przed inwazją pradawnych potworów oraz Larsa, nastolatka, dla którego Huskarli (do których należy Ingrid) w młodym umyśle urastają do rangi superbohaterów.
Dostajemy więc skondensowaną superbohaterszczyznę 2in1. W jednej połowie klasyczną, ze rozwałkami, praniem po gębie brzydkich mord i scenami ratowania zwykłych ludzi, a w drugiej przypominającą klimatem Marvels Kurta Busieka, gdzie łupanie złodupców widzimy z perspektywy bardziej przyziemnej. I ów miks Bałczewski napisał sprawnie, dobrze wywiązując się z zadania przedstawienia realiów gry. Są więc gładko wprasowane w tkankę futurystycznego świata elementy nordyckiego folkloru (choć niekoniecznie cyberpunka - a tą gałęzią SF są opisywane książkowe podstawy gry) a sama historia chce wzruszyć czytelnika próbując przekazać mu coś więcej niż tylko pełną akcji przygodę. I na tym Bałczewski się trochę wykłada. Autor chce pokazać, że świat MidGuarda nie jest podzielony na dobrych i złych, a postaciom o randze pół-bogów, powszechnie nazywanych Cudownymi, zdarza się popełniać kardynalne błędy. I opowiadana historia niesie ze sobą pewien ładunek emocjonalny, jeśli... nie rozmyśla się zbytnio nad fabułą. Gdyż jeśli to się zrobi, to pewne rzeczy się nie kleją. Przede wszystkim Lars i jego motywacje pozbawione są sensu. Może gdyby wizja (?) jakiej doznał, w której zakapturzona postać wręcza mu nowy telefon, dostałaby jakieś rozwinięcie, spowodowałoby to lepsze zrozumienie jego dalszych czynów? Ale nie dostała. Stąd słowa, jakie padły z ust plugawca w finalnej potyczce, nie wiadomo dlaczego padły. Ingrid niczego takiego nie zrobiła, co mogłoby usprawiedliwić furię napastnika. Owszem, zakończenia ma odpowiednio gorzki posmak, ale dojście do niego wydaje się być pozbawione logiki. Być może znajomość gry pomaga we właściwym odbiorze Cudownych; ja jako człowiek z doskoku, zupełnie nie miałem żadnych danych do poprawniejszego odcyfrowania wydźwięku komiksu.
Za oprawę graficzną odpowiada, coraz bardziej widoczny na komiksowym rynku, Błażej Kurowski. Jak najbardziej słusznie jest coraz więcej o tym artyście szumu. Jego kreska (tym razem o mniejszym proto-mangowym ciężarze) udanie uzupełniła historię. Gdyby styl rysowania Kurowskiego był młodzikiem, to powiedzielibyśmy że oto wiercipięta, urwis, wszędzie go pełno, jest pełen energii i lubi się popisywać umiejętnościami. Tak, Kurowski ma mocno immersyjną, nerwową kreskę, idealnie nadającą się do scen walk. A najbardziej lubi uchwytywać swoich bohaterów w powietrzu, podczas skoków. Również jego wizja miasta przyszłości jest całkiem interesująca. Widzimy, że to wytwór nowoczesnej technologii, ale krajobrazy nie stają się przez to idylliczno sterylne - miejskie ulice noszą ślady normalnego użytkowania a uszkodzone podczas rozwałek budowle mile łechczą oko porozwalanymi wszędzie kawałkami betonu. Elementy 'wikingowskie' również zostały narysowane ze smakiem; postać Ingrid jest niczego sobie a machanie energetycznym mieczem sprawdza się jak nic w każdej fantastycznej opowieści.
Jak to się mówi? O taki mainstream nic nie robiłem. MidGuard: Cudowni to porządny kawałek komiksowego środka, któremu nie przeszkadza fakt, że jest wycinkiem czegoś większego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz