Po tym tomie widać wyraźnie, że seria ma konstrukcję zbliżoną do przygód Kajka i Kokosza, w których poszczególne zeszyty można czytać w dowolnej kolejności.
Co prawda po pierwszej odsłonie można było mieć wrażenie, że młody rycerz oddalił się na magicznej łodzi daleko od rodzinnego zamku i próbując wrócić do domu przeżywał rozmaite przygody, tak w Czarodziejskich przedmiotach pomysł na akcję jest inny - ot rzecz dzieje się podczas jednej z wielu nużących wypraw. Co jest dobrym pomysłem, szczególnie że to rzecz skierowana dla najmłodszych czytelników, dla których ciągłość fabularna ma minimalne znaczenie.
A w części czwartej Wiesław najbardziej przypomina siebie z tomu pierwszego, gdzie dał się poznać jako mało rozgarnięty woj. Tym razem wracając z jakiejś wyprawy zatrzymuje się na nocleg w podniszczonej chałupie. Nie jest ona opuszczona - w środku trwa zagorzała bójka pomiędzy skrzatami o pozostawione w spadku przez zmarłego tatusia przedmioty o magicznym zdolnościach. Rycerz z jednej strony wymyśla sposób, jak je sprawiedliwie rozdzielić, z drugiej postanawia sobie je przywłaszczyć, niczym pospolity złodziej. Mimo posiadania tak potężnych artefaktów, splot pewnych wydarzeń powoduje, że Wiesław zostaje zmuszony do odpracowania szkód, które wyrządził miejscowemu władcy.
Kisiel kolejny raz kreśli fabułę, w której chce swoim czytelnikom przedstawić w quasi-nowoczesny sposób dawne, zapomniane legendy. Zazwyczaj ich prezentacja odbywała się za pomocą prostego rpg-owego systemu, gdzie jedno zadanie pociągało kolejne, sceneria zmieniała się co stronę a karty komiksu wypełniały mitologiczne stworzenia. W Czarodziejskich przedmiotach element RPG jest również mocno widoczny (Wiesław musi wypełnić trzy prace domowe), ale tym razem Maciej postanowił bardziej pokombinować fabularnie.
Z zeszytu czwartego można wydzielić kilka aktów, a każdy z nich podejmuje temat legend z odmiennych stron. Pierwszy z nich odwołuje się do podań, jak dzięki sprytowi można było wywieźć w pole różnych przedstawicieli folklorystycznej fauny, drugi to wariacja na temat prac Herkulesa a trzeci to szybki przegląd bardziej popularnych bajań i motywów (poszukiwanie kwiatu paproci, chatka na kurzej stopie, Leszy). Dzięki temu seria zrywa z formą jednego długiego, prostego i przewidywalnego questu (jak to miało miejsce w Słonecznym koniu) a zaczyna przypominać szaloną przygodę, która zaciekawia swoją zmiennością.
Cykl o Wiesławie to nie tylko przypomnienie zapomnianych opowieści a także walor edukacyjny dotykający jakże współczesnych problemów. W tym albumie młodszy czytelnik zmierzy się z problemem kłusownictwa, chciwości i usilnym dążeniu do powiększania swego bogactwa. Nie brakuje również elementów ekologicznych pokazujących jak ważna jest międzygatunkowa współpraca. I jest morał: nie należy przywłaszczać cudzej wartości! Można co prawda kręcić nosem, jakich nowożytnych easter-eggów użył Maciej i z jaką gracją je wmiksował do staropolskiej mitologii (zdradzę: poziom Christy to nie jest), jednak pod względem scenopisarskim to najlepsza część serii.
Za to pod względem graficznym Kisiel utrzymuje cały czas ten sam równy poziom. Jest dobrze. Artysta ma dużą wyobraźnię w dobieraniu kolorów, wie jak skrupulatnie wypełnić krajobrazy by mały człowiek poczuł klimat starych bajek (cała wiedza autora w zawodzie rekonstruktora historycznego znalazła tu zastosowanie) a przedstawienia folklorystycznych postaci mają odpowiedni 'pazur' mitologiczny. W kresce Macieja bez problemu można znaleźć inspirację Christą czy Baranowskim, jednak Kisiel jest już na tyle twórcą z własnym, ukształtowanym stylem (i pewnymi manierami), że jego prace można rozpoznać na pierwszy rzut oka, nawet po wybudzeniu o pierwszej w nocy.
Wiesław jest serią, która nadaje się idealnie jako książkowy prezent dla maluchów, które do tej pory nie miały do czynienia z komiksami. Podczas lektury taki Jaś czy Małgosia się nie raz zaśmieją, a ich wyobraźnia zostanie odpowiednio pobudzona poprzez stymulację kolorami i bagażem kulturowym zawartym z bajkach. Co prawda Kisielowe scenariusze dość szybko ulatują z głowy chwilę po, jednak mały czytelnik (i czytający z nim rodzic) zapewne się ucieszy na wieść o premierze kolejne albumu. Gdyż to komiks z gatunku tych niezobowiązujących i nieinwazyjnych, a mimo wszystko dostarczających chwilę wspólnej, nieskomplikowanej rozrywki.
Komiksu nie uświadczyłem w żadnym sklepie internetowym. Zakup tylko przez dedykowaną stronę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz