To wydawnictwo krzywdzi recenzentów!
A to dlatego, że komiks otwiera bardzo ładnie napisany i wyczerpujący temat wstęp, pióra Mateusza Wiśniewskiego. A my blogerzy możemy już tylko, mniej bądź bardziej wiernie, przepisywać jego fragmenty :)
To nie pierwsza komiksowa dokumentacja zapisu walki Piotra Nowackiego z Inktoberem - wcześniej w łapki dostaliśmy Myrmekofagę. Zawarte w Skrawkach rysunki są o rok starsze, stworzone w październiku 2018 roku, jednak zostały poddane znaczącemu upgrade'owi. Piotr, patrząc na te 31 plansz, postanowił dorobić do każdej z nich króciutki komiks, opowiadający co doprowadziło do sytuacji z obrazka głównego. Idea była prosta - prequel każdego z inkotoberowych dzieł miał składać się z niezależnych (chyba!), czterokadrowych historyjek. Dzięki czemu na najnowsze wydawnictwo autora Oma jest całkiem grubiutkim zbiorem "pasków".
I jak to napisano ładnie we wstępie - komiks najlepiej czytać dwa razy. Raz normalnie, raz 'pod prąd'. Niezależnie od którego sposobu się zacznie, i tak czeka na czytelnika potężna dawka niepoczytalności twórczej. Nowacki wielokrotnie już dawał dowód, że jego kora kojarzeniowa ma inną anatomię niż u większości ludzi. Niezłego mindfucka robi już studiowanie tych czteroletnich obrazów. Można sobie zrobić eksperyment myślowy - zamknąć oczy, wypowiedzieć słowa-klucze w stylu 'kolczasty', czy 'wieloryb' bądź 'przypalony'. W głowie powstanie jakiś obraz; symbol służący do właściwej interpretacji hasła. A później, po otwarciu powiek, skonfrontować z wizją artysty. Mózg rozjechany, prawda?
Równie absurdalne są pomysły Piotra na sytuacje prowadzące do finalnych rysunków. Te, mimo iż posiadają dymki z tekstem, więc mogłoby się wydawać, że w logiczny sposób opowiedzą drogę do puenty, wcale zadania nie ułatwiają. Rzucę frazesem, ale... należy oczekiwać nieoczekiwanego. Kto by pomyślał, że pan, który chroni się przed atakiem pszczół chciał tylko posłodzić herbatę? A stojący na rękach małpiszonek walczy z czkawką? Ludek karmiący zwierzaczki z monstrualnej butelki ma za sobą przygodę godną Indiany Jonesa! Tam się dzieją same niestworzone rzeczy! A moim ulubionym odcinkiem jest Gwiazda, dobrze rezonująca z nazwą 'serii' Klub Kwaśnego Komiksu.
Piotr w swoim życiu artystycznym narysował już tysiące stworków. I wydawałoby się, że będzie zaczynał się powtarzać, recyklingował pomysły, sięgał po projekty z innych komiksów. To, co znajduje się w środku wyraźnie mówi, że jeszcze daleka droga do takiej powszechności.
Kadzidełka absurdu, budynie humoru, decybele cartoonowatości. Skrawki to kawał porządnie zwichrowanego komiksu, o potężnym stężeniu nieprzewidywalności. W sumie nic nowego, patrząc na inne solowe dokonania Nowackiego, ale tym razem mój organizm przyjął lepiej kosmate wytwory inkotoberowego umysłu autora niż miało to miejsce w przypadku Myrmekofagi. Po zastanowieniu się jednak polecam lekturę 'od tyłu'. Czyli najpierw patrzymy na rysunek główny, później doczytujemy przeszłość. Ten sposób chyba niesie więcej frajdy!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz