Dziedzictwo Jeffa Lemire'a zaczyna w końcu kiełkować w kraju nad Wisłą!
Bohater komiksu, Karol, jest zwykłym chłopakiem. Jego życie się zmienia w 2008 roku. Wtedy po raz pierwszy doświadcza wizji, w których prześladuje go zakapturzona postać. Z biegiem czasu wizje stają się groźniejsze i przenikają do rzeczywistości.
Jankowski stara się wejść w skórę słynnego Kanadyjczyka i pokazać owe 'opętanie' z psychologiczno-schizoidalnego punktu widzenia. Karol ma raczej nieciekawe życie, mieszka z babcią katoliczką, egzystencja ogranicza się do wspólnych obiadów i okazyjnych wypadów na miasto. Doskonale zdaje sobie sprawę, że jego psychika z roku na rok staje się coraz bardziej wymyka się spod kontroli, stara się ułożyć w głowie blackouty i nawet sobie pokpiwa z zaistniałych sytuacji, że zbyt mocno przypominają sceny rodem z komiksu. A mimo wszystko autorowi udaje się wpleść w fabułę dołerski klimat strachu i pulsującego ropienia, który nabrzmiewa z każdą kartką. Zeszyt pierwszy ma 40 stron, ale Rafa niespecjalnie się spieszy z fabułą. Ma plany co do swego bohatera, ale póki co, z sadystyczną przyjemnością prowadzi nas przez proces swoistej "genezy".
Niepokojącej fabule towarzyszą równie brzydkie, lemirowate rysunki. I mimo iż styl Jankowskiego jest z gatunku tych przygnębiających, to pod względem technicznym wszystko jest na swoim miejscu. Postacie mają właściwą anatomię, perspektywa nie szwankuje, nie ma poczucia sztywności kreślarskiej. Ale dwie rzeczy zwracają szczególną uwagę. Rafa lubi bawić się kamerą i sposobem opowiadania historii. Z wyczuciem wie, kiedy oddalić punkt widzenia, a kiedy przybliżyć by osiągnąć żądany efekt. Czy to zbliżenia na widelec, skierowanie środka ciężkości na wiszący krucyfiks czy roztrzaskanie jaźni - twórca umiejętnie bawi się lynchowsko-cronenbergowską atmosferą. I wreszcie szara eminencja komiksu - czerwień. Widzimy już ją na okładce. W środku im dalej w opowieść, tym więcej zajmuje miejsca, przywłaszcza rzeczywistość, wywołuje ten sam odruch, który wyzwala się na widok cieknącej krwi. Gdyby tytuł ukazał się w wersji wyłącznie czarno-białej, straciłby większość 'mięcha'.
Na tylnej stronie okładki autor spoileruje, że ciąg dalszy będzie w 'miarę superbohaterski'. Nie wiem, czy chcę by poszedł w tę stronę i zrobił się z tytułu mix Moon Knighta i Maski, gdzie bohater będzie walczył nie tylko ze złolami ale też drugą stroną osobowości. Chociaż... jeśli creepy factor z zeszytu #1 zostanie zachowany, to ja z chęcią. Gdyż debiut Jankowskiego jest obiecującą pozycją.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz