Duet Rustecki/Szcześniak porzucają (na chwilę?) konwencję fantasy i próbują sił w post-apo SF. Rezultat zachwyca... dziwnością!
Ludzie mają skłonność ku samozagładzie. Genetycznie zasianą potrzebę prowadzenia wojen. Chęci dominacji i dzierżenia władzy. A wszystko to wynika z szeroko rozumianej przemocy. Na szczęście w roku 2200 ludzie się jej wyzbyli. Twórcy Zagubionego w czasie pocałunku nie zdradzają jak doszło do takiej sytuacji; wiemy że nastąpiło to dzięki staraniom Efemerycznej Koalicji Offtopian, która zmieniła świat na zawsze. Ludzie i ich pochodne (mutanci, roboty i androidzi) stali się niezdolni do zadawania bólu fizycznego. Co przyczyniło się do zaniku wszelakich wojen, globalnych konfliktów jak i przemocy w skali mikro - w domu, miejscach publicznych i mediach. I jak to zwykle bywa - rozwiązanie jednego problemu rodzi powstanie drugiego. Twórcy przedstawiają nam jeden z nich, repeciozę, przypadłość polegającą na powtarzaniu zapętlonej sekwencji zdań. W naszej historii dotknęła ona pewnego robota. Potencjalnym sposobem na 'naprawę' jest uderzenie blaszaka w głowę celem restartu. Ale pamiętajmy - nawet tak prosta dla nas czynność jak zdzielenie kogoś w łepetynę jest rzeczą niemożliwą do przeprowadzenia w XXIII wieku...
Świat przyszłości wykreowany w komiksie wymyka się klasycznym wyobrażeniom. Bohaterowie przemierzają go wśród ruin gotyckich budowli. Wejścia do nich strzegą hologramy imitujące piekielne potwory. Istnieją lokacje zwane parafiami, które przygotowują się do świąt przypominających Boże Narodzenie mających się zacząć za siedem lat a wewnątrz w elementy architektoniczne są wprasowane zaawansowane technologicznie maszynerie z opisem section infinity. Twórcy mnożą niepasujące do siebie elementy i wcale nie są zainteresowani wyjaśnianiem szczegółowszej ontogenezy świata przedstawionego. Bardziej interesuje ich kontrast zbudowany za pomocą groteski i oniryczności. W zapętlonej sentencji jest coś z liryzmu i ciepłego humanizmu, który absurdalnie wybrzmiewa na gruzach dawnego, pokiereszowanego świata.
A Rust jak zwykle ma okazję poszaleć. Kapitalnie się czuje rysując budowle mocno naznaczone entropią, rewelacyjne oddaje brud post-apokaliptycznego świata i jeszcze mocniej podkreśla dziwność oglądanej rzeczywistości. Roboty o zmyślnych konstrukcjach, pokraczne anatomie i fizjologie człowieka, złamanie perspektywy i geometrii oraz umiejętne wtręty kolorystyczne sumują się na kreację opowieści z przyszłości, która intryguje. Ale też rozsadza synapsy gdy mózg próbuje wrzucić całość do jakiejś zdroworozsądkowej szufladki.
Klasyczne podsumowanie. Kolejny dobry i intrygujący komiks od panów Dominika i Marcina i kolejna dobra pozycja w katalogu Zakładu Komiksu. Na kolejne zeszyty czekam już z wytęsknieniem!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz