Kolejna odsłona undergroundowo-parodiowej serii SF. Tym razem poznajemy dalsze losy dwóch robotów, którzy w finale Mikro-wojny poszli odsiadywać wyrok jako przyboczni Monopolisty.
A więzieniu jak to w więzieniu - jest źle nawet robotom i trzeba z niego pryskać. A do tego trzeba wymyślić jakiś plan. A nawet jak się już uda to trzeba coś robić z robocim życiem dalej. I wzorem poprzednich zeszytów Łapińskiego, dostajemy opowieść pełną cudacznych i nonsensownych sytuacji. Akcja jak zwykle jest pretekstowa i upstrzona nawiązaniami do filmów i aktualnych wydarzeń. Choć jest ich stosunkowo mniej niż w poprzednich odsłonach. Autor tym razem częściej bawi się słowotwórstwem, antagonizując istniejące nazwy i określenia. Znamy podziemny krąg? Tu mamy nadziemny krąg. Przestępcy siedzą w zakładach o zaostrzonym rygorze? Tu dostajemy ośrodek penitencjarny o złagodzonym rygorze. Itd., itp.
Z drugiej strony dostajemy kilka pomysłów, które gdyby były włożone do jakiejś space-opery, mogłyby być jej jasnymi punktami. Np. mega-las porastający pas asteroid czy ciało martwego lewiatana przerobionego na więzienie. Także powoli zauważam, że Marcin tym zeszytem trochę stanął w rozkroku: wszystkie te suche żarty i neologizmy nie mają już takiej siły oddziaływania, a ciągotki ku bardziej klasycznym motywom fantastycznym nie mogą odpowiednio wybrzmieć torpedowane narzuconą konwencją totalnej zgrywy. Choć samej historii nie można odmówić pewnej dozy fajności - zakończenie jest w porządku - to jednak brak jednego czy dwóch chwytów z gatunku 'edgy' powoduje, że powyższy zeszyt jest najmniej zapamiętywalny z trzech poprzednich. Nie pomagają nawet sami bohaterowie. Oprócz wyglądu są właściwie nierozróżnialni charakterologicznie.
Dr Croft - przybądźże na ratunek!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz