Wojna polsko-ruska pod flagą CMYK.
Barany to co prawda tylko 30 stron komiksu w formacie Tytusa, Romka i A'tomka, lecz nie należy oczekiwać, że lektura zajmie 20 minut. Potrwa znacznie dłużej i jednocześnie doprowadzi do spięć między neuronami. Adam Jastrzębski, kryjący się na pseudonimem IXI Color, poszedł drogą wcześniej przetartą przez Lema, Stephensona, Dukaja czy Masłowskiej i stworzył własną nowomowę. Co powoduje, że ja - jako czytelnik - rozumiem poszczególne wyrazy linii dialogowej, jednak złożenie jej w całość wymaga ode mnie niezłej gimnastyki umysłowej. Ot przykład, z tych łatwiejszych: "Ja pamiętam kiedy to było. Wyrżnęli wtedy cały polski połeć tłuszczu. A Sienkiewicz odciął łączność satelitarną z żyłami świata. Przepadł cały backup. Na chi-cloudzie zostały tylko aplikacje pracownicze i dane służbowe. Tej nocy wymierały subcywilizacje. Upadły hierarchie miniworldu, wirtualne ludziki i rynek nibyrzeczy." Jastrzębski nie bawi się w dokładanie słownika ku prostszemu zrozumieniu przekazu. Liczy na to, że czytelnik będzie żuł owe słowa, próbując dopasować je w kontekst i w bólach uczyć się nowej polszczyzny przyszłości.
Z tego też powodu sam zarys fabuły również jest ciężki do interpretacji. Świat w bliżej nieokreślonej przyszłości, choć to fantastyka bliższego zasięgu. Cała ludzkość siedzi w świecie wirtualnym za pomocą wielkich kasków na głowie. Problemy targające owym światem są niby znajome, ale bardziej 'edgy'. Główni bohaterowie to tacy wielkomiejscy blokersi - dealerzy nowych narkotyków, uczestnicy nielegalnych walk, wrzód na tyłku establishemntu. A żyją w świecie przerysowanego do granic możliwości kapitalizmu, gdzie wirtualne twory mają równy status społeczny co białkowe egzemplarze a patostream wydaje się być oficjalną narracją. Chyba - artysta każe nam to sobie wyobrazić głównie za pomocą informacji przekazanych przez rozbudowane wypowiedzi postaci, co może być przyczyną rozczarowania części czytelników.
Jastrzębski niniejszym zrobił odpowiednik Trainspottingu, odpowiednio wzmocniony i stuningowany. Lepki i Zmielak (Renton i Spud?) kreślą szelmowski plan zaznaczenia swojej obecności w tym wykoślawionym świecie. Pozbawieni skrupułów, uzbrojeni z nowy rosyjski narkotyk, znający każdy aspekt życia pod ciemną gwiazdą. Na obecną chwilę, zeszyt 1 to typowa rozbiegówka, delirystyczny wgląd w wykreowany świat przyszłości. Przeładowany ścianami trudnego tekstu, z undergroundową kreską...
...właśnie, strona graficzna. Ha! Złapałem się na tym, że wgryzając się w dymki na pierwszych stronach przestałem zauważać co dzieje się w warstwie graficznej. A dzieją się tam fajne rzeczy - czuć wpływy Kirby'ego a niektóre kadry są cudownie pop-artowe (mój ulubiony to spadający Lepki na tle telebimu). Dopiero później zauważyłem, że gibkość kreski również zmienia się w zależności od sytuacji. I kolory - naliczyłem ich aż... pięć! Tu nie ma odcieni np. żółtego, jest tylko klasyczna żółć o wartości RGB/CMYK jaką bozia dała. W żadnym przypadku nie jest to lenistwo autora - oto świat, gdy mózg jest cały czas ładowany bodźcami elektryczno-chemicznymi, które sprawiają, że świat staje się kolorowy - ostro-kolorowy, ale też nieznośnie sztuczny. Ot, gorzki wydźwięk całego komiksu.
Oj, dużo wymagają te Barany od czytelnika. Nie można ich czytać ot tak na kibelku czy w autobusie w drodze do pracy. Ale też dużo Barany dają w nagrodę za włożony trud. Awangarda at its finest!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz