A wy co robiliście 13 grudnia 1991 roku?
Niezbędne przypomnienie dla młodszych: lata 90-te w amerykańskiej popkulturze to czas wysokobudżetowych filmów, w których jeden gość w pojedynkę rozwalał pół szwadronu złych ludzi. W komiksach superbohaterowie o przerośniętych mięśniach dzierżyli nienaturalnych rozmiarów giwery. I (ach!) ci mężczyźni - cyniczni, o chmurnym spojrzeniu, małomówni, bezkompromisowi, nieugięci. Wyznający kult siły, ale w środku istoty o gołębim sercu.
Upowszechnienie nowej metody rejestracji obrazu na kamerach VHS sprawiło, że kręcenie filmów stało się relatywnie tanie. Świat zalały niskobudżetowe produkcje, także spoza Hollywood. Ograniczenia gatunkowe przestały istnieć, drobni filmowcy mogli sobie pozwolić na więcej. Np. na pokazanie brutalnej, niczym nie podyktowanej przemocy. Tym samym sadystyczne łamanie kończyn i hektolitry brunatnej krwi trafiły pod strzechy.
Dzisiejsza popkultura chętnie posiłkuje się tamtym okresem, choć coraz częściej za zasadzie parodii czy wywrócenia klisz do góry nogami przylepiając sobie przedrostek -post. Ale są jeszcze na świecie ludzie, którzy hołdują tamtej epoce, jako niezmąconej psychologicznymi zmiękczaczami przedstawicielce czystej rozrywki. I w tym miejscu kłania się Jan Kabaciński.
Twórca dał się wcześniej poznać jako autor zinów 90's Forever, w których dawał upust nostalgii za latami 90-tymi ubiegłego wieku a jednocześnie rozpychał się na boki w szlamowym undergroundzie. W nowej serii Gore Cop, Jan jest jeszcze bardziej edgy. Tu już nie ma przeproś - od pierwszych kadrów Kabaciński atakuje ostrą pstrokacizną: czerwień, biel, czerń i szarość uderza z kineskopową, dwubitową mocą. Twórca, podobnie jak jego bohaterowie z dzieciństwa - nie zamierza cackać się ze swoimi czytelnikami. Krwawy glina to niezal at its finest: brzydka kreska, kostropaty styl, bałaganiarska maniera w konstruowaniu kadrów i chaos fabularny. Ale jak to często bywa w undergroundzie - w tym szaleństwie (tu: niechlujstwie) jest metoda.
Ciężko coś napisać o fabule, gdyż Kabaciński ani myśli ułatwiać sprawy - na pierwszy rzut oka to zlepek one-linerów, cytatów i bezzasadnych rozwałek. Ale po zrobieniu małego researchu na stronie komiksu i profilu autora zaczyna się z bezwładnych kresek wyłaniać, co prawda pretekstowa, ale zawsze - linia fabularna. Na całym świecie są zabijani znani wojownicy, którzy po śmierci są reanimowani w wielkich akwariach tajemniczej agencji. Ożywieńcy mają duży problem z agresją. A gdzieś na brooklińskim Nowym Jorku uaktywnia się tytułowy stróż prawa, człowiek, który niczym Sędzia Dread, ma problemy z ogarnięciem terminu 'dyplomatyczne rozwiązywanie spraw'. Gdzieś tam w tle majaczy jakiś spisek, związany jest z tym prezydent USA, akcja skacze z państwa na państwo, ale tak naprawdę więcej w Gore Copie jest zgadywania, niż czytania.
Jan, mimo iż tytułuje się wielkim fanem Roba Liefielda, nie stara oddać hołdu swojemu idolowi i trzaskać kiczowate rzeczy w stylu Youngblood. Pod względem warsztatowym tłucze dużo gorsze rzeczy. Ale oferuje coś w zamian - smykałkę do eksperymentowania z formą. Yep - Gore Cop jest jedną wielką undegroundową, niszową produkcją, z kilkoma oryginalnymi, mało zgranymi pomysłami. Pierwsza strona - zdjęcie frontowe kasety VHS, kolejne - szary obraz z artefaktami i przycisk Play, który przesyła odtwarzacz na ekran telewizora CRT. Komiks jest w języku angielskim, ale na stronie komiksu można sobie odpalić filmiki z polskim lektorem czytającym dialogi. Słucha się tego ciężko, gdyż i w zajechanych kasetach po pewnym czasie lektor stapiał się z oryginalną ścieżką dźwiękową, dając miejscami nierozróżnialny bulgot. I koniec końców - na stronach komiksu aż roi się od cytatów i nawiązań do filmów, komiksów i teledysków. Choć wydaje mi się, że żeby wszystkie je odnaleźć trzeba mieć łeb jaki mieli uczestnicy teleturnieju Wielka gra.
Kabaciński to rocznik 1991. 13 grudnia tamtego roku miał premierę film Tony'ego Scotta The Last Boy Scout. Jan po dwóch zeszytach Gore Copa jawi się jako taki nadwiślański ostatni skaut w hołdowaniu minionej epoce. Zgaduję, że z roku na rok grono podobnie myślących braci maleje. Koledzy a to idą w kariery, wychowywanie dzieci, bądź dochodzą do wniosku że X-Force było spoko, ale teraz wolą bardziej rzeczy od Eda Brubakera i wypoczywa się im bardziej przy Nolanie niż przy Fast & Furious.
Mimo iż lata 90-te pamiętam dobrze, nie doznaję przy Gore Copie. Za to szanuję Gore Copa/Jana Kabacińskiego za konsekwencję, "wierność ideałom', niesztampowość i - przede wszystkim - odwagę w dłubaniu w kontrkulturze i rzucaniu na rynek pozycji mocno eksperymentalnych. Niewielu się takich ostało.
A zeszyt #1 można sprawdzić na webtoonsach!
Dziękuję za recenzję, nie spodziewałem się jej zupełnie. Nie spodziewałem się również, że będzie to tak składne, dobre warsztatowo i rzeczowe — naprawdę podoba mi się ta forma i czyta się to z niekłamaną przyjemnością (sama ocena nie ma tu nic do rzeczy). Widzę teraz — szkoda, że dopiero teraz — że zbyt pochopnie, a mówiąc wprost, bardzo niesprawiedliwie Cię oceniłem na podstawie jakichś randomowych interakcji w grupie, w temacie AI. Niniejszym przyznaję się do błędu i tak czysto, po ludzku przepraszam. Wytrwałości w dalszej pracy i wszystkiego dobrego!
OdpowiedzUsuńSpoko, należało mi się :) Od tamtej uwagi trochę się podszkoliłem (przynajmniej mam taką nadzieję) i baczniej się przyglądam rysunkom pod tym kątem!
Usuń