Mateusz Leszczyński tworząc Gwiezdnego Rycerza poszedł podobną drogą co Grzegorz Weigt w Ars Gratia Artis, ale ugryzł temat z zupełnie innej strony.
Punktem wyjścia jest obraz The Starry Night Vinceta Van Gogha. Mateusz, dając się ponieść przestrzeni bijącej z dzieła, wpadł na prostą grę słów. Starry night-starry knight. I wymyślił sobie postać Gwiezdnego Rycerza.
Zin Leszczyńskiego nie jest tytułem fabularnym, jedynie oddaje nastrój wynikły z zabawy w pewien ciąg skojarzeń. Słowem-kluczem są gwiazdy. Na dziesięciu całostronicowych rysunkach autor proponuje oniryczno-humorystyczną grę w puzzle, gdzie kolejna strona ujawnia coraz większy fragment świata przedstawionego. A końcowa plansza czaruje baśniową, uroczą puentą.
Gdybym był człowiekiem bez empatii - od razu przeszedłbym do bezdusznego wypunktowania technicznych uwag, których przeskoczenie jest nie do osiągnięcia dla większości początkujących twórców komiksowych. To rzecz bez fabuły, z pretekstowymi przejściami ze panelu na panel, korzystająca z mało finezyjnego powtarzania wyrazu odmienionego przez różnorakie formy gramatyczne. W dodatku narysowana raczej nijakim, niczym nie wyróżniającym się stylem. Ale, mimo technicznych niedoskonałości, skromniutki Gwiezdny Rycerz jest w stanie bez problemu pacnąć w wrażliwe nuty gdzieś tam w duszy czytelnika. Ów zin jest... uroczy. Cała ta filigranowość pomysłu, zabawa słowem, zamysł na pokazanie sceny, uchwycenie chwili - te wszystkie szczególiki sprawiają, że umysł z tych plansz robi sobie poklatkowy film, a wyobraźnia wprawia w ruch kamerę i wypełnia przestrzeń szczegółami nadając opowieści ruch.
Jeśli szukamy poezji w komiksie, The Starry Knight ociupinkę jej nam dostarczy. Może niezbyt wyrafinowanej i utykającej graficznie ale z wystarczającym pokładem gwiezdnej magii zdolnej zaskoczyć niczego nie spodziewającego się czytelnika.
Bardzo dziękuję za recenzje moich pierwszych kroków w autorskiej publikacji :)
OdpowiedzUsuń