To przykład komiksu, w którym zbyt wiele niedopowiedzeń niekoniecznie działa dobrze na lekturę.
Do stoiska autorki na 11. KFK przyciągnęła mnie feeria kolorów w wyłożonych na blacie przypinkach, pin-upach i pocztówkach. Za stolikiem siedziały dwie równie kolorowe i roześmiane dziewczyny. Biła z nich młodzieńcza werwa i prawie byłem gotowy kupić od nich każdy gadżet. Ale skończyło się za dwóch komiksach i krótkiej rozmowie na temat webkomiksów. Angelosa przeczytałem dość szybko, natomiast sporo czasu szukałem pomysłu na tekst. Gdyż wytknąć w tym komiksie można sporo rzeczy, ale też trzeba wziąć pod uwagę to, że dziewczyna jak zaczynała tworzyć tę opowieść, miała zaledwie 16 lat.
To historia Evie, 18-letniej mieszkanki Londynu, która od jakiegoś czasu słyszy dziwne głosy. Te powodują, że pewnego dnia wchodzi do szafy w swoim pokoju. Zamiast zderzyć się z garderobą, wyłania się na planecie Angelos, nękanej od lat przez religijną wojnę. Właściwa historia zaczyna się w momencie, w którym widzimy Evie siedzącą w celi więziennej z czterema innymi towarzyszami.
Autorka postanowiła odłożyć w czasie opowiedzenie przebiegu zdarzeń od momentu pojawienia się dziewczyny na nieznanej planecie do momentu jej aresztowania. Najpierw zajęła się towarzyszami z celi i szybko doprowadziła do sytuacji, w której każdy z nich opowiada swoją historię. Dzięki czemu czytelnik może powoli zacząć się orientować jak wygląda rzeczywistość na planecie Angelos. Nowy świat jest podobny do ziemskiego, z tą różnicą, że zamieszkują go także inne istoty. Oraz wiedźmy. A ich 'rządy' przypominają tyranię, gdzie do paki można trafić za cokolwiek wymierzone w ich stronę.
Problem z tym, że zasady rządzące Angolosem są albo chaotyczne, albo pełne dziur fabularnych. Pierwszym bohaterem, który opowiada swoją historię jest Nathan Di Vorge. Pochodzi z miasta, które trochę przypomina Kalifornię. Nathan jest ubogim chłopakiem, pomieszkującym w obskurnym pokoju w biednej dzielnicy miasta. Wraz z przyjaciółmi tworzy anarchistyczną grupę, będącą przeciw ustalonym zasadom. Jakim zasadom? Autorka nie zdradza, jedynie pokazuje, jak przyjaciele wspólnie piją piwo. Chwilę później wkłada w usta bohatera słowa, że mają inne spojrzenie od reszty, że nie są gorsi przez swoje poglądy i chcą pomagać innym. O różnicach światopoglądowych również się nic nie dowiemy. Podobną tajemnicą jest czemu władze miasta zleciły wyprawę handlową do wioski wiedźm, mimo iż powszechną wiedzą było, że te nie wpuszczają nikogo na swój teren (choć właścicielka sklepu nie ma problemu w przyjezdnymi).
Takie niedopracowane szczegóły w budowaniu opowieści rażą przy lekturze. Ta historia ()na obecną chwilę) cierpi na brak lepszego zarysowania świata przedstawionego. Czy towarzysze wiedzą, że Evie jest z innej planety? O co chodzi z tymi wiedźmami? W opisie Shaundi wspomina o wojnie religijnej, a owej wojny wcale nie widać. Owszem, wiedźmy wydają się być groźną sektą, zdolną niszczyć ludziom życia i wsadzać do więzienia, ale jest też wspomniane o miastach zamieszkiwanym przez czarodziejów jak i miastach rządzonych przez zwykłych ludzi i nie ma podanego żadnego punktu zaczepienia, który by wytłumaczył czemu wiedźmy są takie nietykalne oraz jak duży jest zasięg ich wpływów - czy lokalny, czy globalny. Co z tymi potworami? Ile nie-ludzi zamieszkuje planetę? Wiadomo, im dalej w opowieść, tym pewnie autorka będzie zdradzać więcej szczegółów, ale mimo wszystko początek jest źle rozpisany i worldbuilding stoi na glinianych nogach.
Shaundi o wiele lepiej radzi sobie w części obyczajowej. Opowiadane historie współwięźniów są dość schematyczne i prowadzone z typowo młodzieńczą topornością i przerysowaniem, ale dziewczyna robi wszystko uniknąć monotematyczności i umieszcza bohaterów w różnych kontekstach i sytuacjach wyjściowych. Najbardziej polubiłem historię Verusa, głównie dlatego, że została najbardziej rozbudowana i ma w sobie najwięcej dramatyzmu. I jako jedyna coś więcej opowiada o wiedźmach - z pozostałych wiemy, że są groźne. Bo tak.
W warstwie graficznej również króluje młodość i entuzjazm, mimo iż ręka i styl są jeszcze mocno nie wyrobione. Do poprawy jest wszystko - anatomie (szczególnie w pozycji siedzącej), ekspresje na twarzy (często są zbyt 'edgy') i dynamika ruchu (zdecydowanie za dużo sztywnych brył). Na plus - przyjemny 80's vibe z charakterystycznymi fryzurami bohaterów i lekko psychodeliczna paleta kolorów. A ponieważ w zeszycie #2 widać lekką poprawę, to tylko wstawię wyświechtaną formułę o tym, jak ciężką pracą można pokonywać kolejne bariery.
Tak więc przed Shaundi sporo rzeczy do ulepszenia. Widać wielki entuzjazm z tworzenia historii, ale w Angelosie jest zbyt dużo młodzieńczego chaosu, który w końcu trzeba zacząć ogarniać. Dziewczyna ma zalążki pisania dobrych dialogów, pod warunkiem że przestanie na siłę tworzyć historię dla dojrzałego odbiorcy (ten świat tego nie wymaga i zbytnia wulgaryzacja języka nic do fabuły nie wnosi). I przede wszystkim - załatać rozmaite dziury fabularne pełniejszą kreacją swego wymyślonego świata. Widzimy się przy zeszycie #3! A komiks jest też do przeczytania na webkomiksach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz