Czy w uroczym komiksie dla dzieci można zawrzeć dickowską kontestację otaczającej rzeczywistości?
Bohaterami O mój borze są leśne zwierzęta. Zamieszkują one bór w pobliżu ludzkiego osiedla Sokolik i regularnie spotykają się nieopodal wodopoju, który został objęty paktem o nieagresji. Pewnego dnia w pobliżu wody Jeżyk i Zając zauważają pojawienie się góry, której jeszcze dzień wcześniej nie było. Zając po szybkich oględzinach rozpoznaje obiekt - do ciało Dobroczyńcy, śpiącego Człowieka, wobec czego nakazuje innym zwierzętom nie zachowywać się zbyt głośno. Z godziny na godzinę wokół wodopoju zbiera się coraz więcej zwierząt. Każdy z nich opowiada o własnych doświadczeniach z Dobroczyńcami, wychwalając ich użyteczność. Aż do momentu, gdy do gromadki przybywa wiekowy żółw Terencjusz, którego historia pokazuje Ludzi w kompletnie odmiennym świetle.
Piotr Wasilewski wpadł na arcyświetny pomysł na fabułę - odwrócił do góry nogami dobrze znaną perspektywę i opowiedział historię widzianą z perspektywy różnych zwierząt zamieszkujących bór. Ale leśni bohaterowie obserwując dokonania człowieka, pozbawieni szerszej perspektywy, wyciągają mylne wnioski o działalności dwunożnych. Dla przykładu - wrona nadejście czasu człowieka traktuje jak wybawienie od głodu. Jej gatunek był regularnie przetrzebiany przez brak pożywienia w czasie zimy. Dzięki działalności Dobroczyńców, który regularnie dostarczali żywność na wozach, populacja wron uległa zwiększeniu. Wrona nie ma pojęcia (niby skąd?), że to, co dla nich stało się życiodajnym paśnikiem, w rzeczywistości było śmieciami wywożonymi do lasu i porzucanymi wzdłuż dróg.
Phillip K. Dick w swojej twórczości starał się przebić za zasłonę świata, wierząc że nasza egzystencja jest zafałszowana przed sztucznie wykreowany obraz szczęśliwych społeczeństw. Wasilewski w swojej edukacyjnej książeczce poszedł podobną drogą i pokazał młodemu czytelnikowi, jak ogromne znaczenie ma szersze spojrzenie na świat, często z odmiennej perspektywy. Kreując postać Człowieka-Dobroczyńcy, poprzez negację, uświadamia o skali dewastującego wpływu rodzaju ludzkiego na środowisko. Piotrowi udało się poruszyć także inne aspekty związane z niewłaściwymi zachowaniami cywilizacyjnymi - np problem nieprzemyślanych zakupów w sklepach zoologicznych.
Mądrej fabule towarzyszy równie empatyczna strona graficzna. Elżbieta Jeżewska zilustrowała opowieść wysmakowanym stylem. W jej 'pędzlach' czuć inspirację dawnymi, klasycznymi książeczkami dla dzieci - z równą swobodą operuje komiksową kreską, akwarelowym rozmazaniem i kredkowym prymitywizmem. Być może współczesny dzieciak, wychowany na cartoonowych produkcjach, uzna ów styl za mało wyrazisty, jednak cierpliwość w studiowaniu szczegółów powinna się opłacić - zwierzątka zyskały realistyczny sznyt nie tracąc przy tym 'baśniowego' wydźwięku. Starsi czytelnicy z pewnością docenią malarskość kadrów; okładka jest tego najlepszym przykładem.
Młody czytelnik biorąc do ręki O mój borze może w pełni nie docenić finezji przedstawionej historii, dlatego to też pozycja ważna dla rodziców, którzy podobny zabieg mogą zastosować sami wychowując swoje pociechy i starać się tłumaczyć otaczający świat właśnie z takiej zwierzęcej perspektywy. Zapewne są lepsze komiksy dla dzieci - bardziej ciepłe, o większym humanistycznym wydźwięku, zawierające potężniejszy element pluszowości. O mój borze jest tytułem innowacyjnym i kreatywnym na poletku komiksów dla dzieci. I choćby z tego jednego powodu warto się nim zainteresować.
Jeśli dobrze rozumiem tytuł "O mój Boże!" to cytat, zwierzątka znalazły człowieka i powiedzialy: "O mój Boże!". Zwierzątka wierzą w Boga, w dodatku jednego, tego samego? Ciekawe...
OdpowiedzUsuńO mój borze - inaczej: o mój lesie.
UsuńPoza tym brawa za pomysł i wykonanie!
OdpowiedzUsuń