niedziela, 4 czerwca 2023

Fungae (scenariusz: Wojtek Wawszczyk, rysunki: Tomasz Lew Leśniak, Kultura Gniewu, 2023)


Przed premierą Fungae można było wyczuć lekki hype na ten tytuł. Ale już pierwsze (i kolejne) doniesienia polekturowe lekko ostudziły emocje. Jestem świadom wad wytykanych przez recenzentów, ale postaram się trochę je obronić (używając do tego drobnych spoilerów).

Przy okazji Toshiro wspomniałem, że Januszowi Pawlakowi udało się stworzyć zajmującą opowieść, niespecjalnie przejmując się worldbuildingiem. W Fungae jest go jeszcze mniej, występuje wręcz w ilościach śladowych. Obserwujemy scenki z życia z pewnej rodziny, którzy muszą przeżyć kolejne dni w świecie opanowanym przez wszędobylską dżunglę pełną zmutowanych roślin i zwierząt. I ja, jako czytelnik, musiałem sam z siebie przyjąć na wstępie pewne założenia. Że czas akcji dzieje się na długo po jakiejś apokalipsie, dzięki czemu niczym nie ograniczona przyroda zyskała odpowiednią ilość czasu by zawładnąć dostępną przestrzenią. Pozostali przy życiu ludzie cofnęli się do 'wieków pierwotnych' - z zaawanasowanych urządzeń mają do dyspozycji jedynie rachityczne noże. Ilu przeżyło? Nikt nie wie, postaci w komiksie jest zaledwie sześć. Niedobitki ludzkości są w ciągłym ruchu, próbując gonić za mitem 'ziemi obiecanej'. Skąd go znają? Czy pamiętają czasy sprzed apokalipsy? Autorzy również nie poruszają tej kwestii. Ogólnie fizyka świata przedstawionego w Fungae jest umowna, służy jedynie jako tło do pokazania relacji między bohaterami. Z tego też powodu m.in. lepiej nie dociekać, jak im się udaje rozpalić ognisko.

Wojtek Wawczyk skupia się losach jednej rodziny. Ojciec jest potężnej postury mężczyzną, matka - energiczną, ale kruchą kobietą. Oraz syn - z racji młodego wieku to zaledwie chucherko, niezdolny do samodzielnego egzystowania w okrutnym świecie. Cała trójka wędruje z miejsca na miejsce przez niekończącą się dżunglę, w której śmiertelne zagrożenie czyha za każdym korzeniem. Ich marszowi przyświeca idea, że kiedyś gdzieś tam dotrą do końca monstrualnej grzybni i napotkają oazę spokoju. Być może sami nie wierzą w ów mit, ale nie mają wyjścia gdyż dobrze zdają sobie sprawę, że dłuższy postój oznacza pewną śmierć. 

To już wiedza powszechna, że owa opowieść była pierwotnie rozpisana na mniejszą ilość stron i zdecydowanie można było ją przekazać na trzykrotnie mniejszej objętości. A jednak twórcy zdecydowali się stworzyć powieściowy odpowiednik dżungli. Bardzo często przez kilka kolejnych stron nie dzieje się nic; Tomasz Leśniak funduje czytelnikowi jedynie obrazy nieskończonej plątaniny drzew, sporyszy i korzeni. Czym chce pokazać jak klaustrofobiczny jest świat Fungae. Sam łapałem się na tym, że przeglądając kolejne strony, marzyłem by zobaczyć gdzieś jakiś prześwit między liśćmi, chciałem ujrzeć choć przez moment słońce, bądź bardziej znajomo wyglądające drzewa. Niestety, jedyną przestrzeń, jaką dane będzie nam doświadczyć jest skromne jeziorko, gdzie przyroda na chwilkę się przerzedza, ale nie na tyle by zaczerpnąć świeżego powietrza i zmniejszyć zaduch bijący od wszędobylskich kłączy. Czy podobny efekt beznadziejności dałoby się przedstawić na mniejszej ilości stron? Być może, ale immersja byłaby o wiele mniejsza.

Te ponad czterysta stron Wawszczykowi było też potrzebne by nadać swym postaciom głębi psychologicznej i powstrzymać przed zbyt powierzchniowym osądem przez czytelników. Ojca można łatwo zakwalifikować jako toksycznego rodziciela, który niszczy psychikę młodego człowieka każąc mu egzystować poprzez pryzmat własnej osobowości. Matka jest typową matką, chcącą za wszelką cenę ochronić syna możliwie jak najdłużej trzymając do pod rodzicielskim kloszem. A młody człowiek cały czas jest pełen sprzeczności, co dobitnie pokazuje otwarte zakończenie. Z jednej strony znajduje siłę, by kontynuować wpajane 'dziedzictwo', z drugiej strony ślepa wiara najprawdopodobniej poprowadzi go ku szybkiej zgubie. Dlatego też Wojtek pcha swoich bohaterów w różne sytuacje (zagrożenie, kłótnie, choroba, wspólne ognisko, interakcja z innymi ludźmi, poświęcenie, rezygnacja) by pokazać, że w sytuacji niepewnej przyszłości każde zachowanie, czyn, emocja jest niczym kot Schroedingera - dobra i zła jednocześnie. Twórcy, rozwlekając akcję, chcą byśmy się wczuli w rolę bohaterów i mając taką samą niepełną wiedzę o świecie, podjęli własne decyzje. Czy w takim przypadku można sądzić o winie czy rodzinnych dysfunkcjach? W szczególności z pozycji wygodnego fotela, gdzie bzykający za uchem komar wprawia jedynie w irytację a nie jest zapowiedzią śmierci w cierpieniach?

Fungae to makabryczno-groteskowa opowieść drogi. I historia o sile rodziny, gdzie jednostkowe wady i niedopasowania w chwilach zagrożenia przestają mieć znaczenie, a na pierwszy plan wypływają ponadczasowe wartości związane z synergią miłości, empatii i współdziałania. Całkiem sporo treści jak na nadmiernie rozwodnioną fabułę, prawda?

I tytułem zakończenia: przy trzecim czytaniu zrobiłem sobie mały eksperyment. W umyśle wytworzyłem sobie wirtualną kamerę i zacząłem nagrywać zgodnie z story-boardowymi wytycznymi Lwa Leśniaka. Włączyłem START, kierując kamerę na ciężkie ołowiowe chmury, potem zmieniłem ogniskową by uchwycić błyskawicę, następnie robiłem kolejne przybliżenia by zarejestrować w szczegóły puchnącej poniżej roślinności. Następnie obiektyw przesunąłem nieco w bok, by móc zmieścić dłonie wynurzającej się z grzybowej błony postaci ojca. Wyszedł mi świetny film! Z podziałem na akty, z dynamicznymi scenami akcji, ze zbliżeniami na twarzy przy bardziej wzruszających scenach. A to wszystko dzięki Leśniakowi. Artysta, mimo groteskowej kreski (i teoretycznie - parodystycznej), rozrysował opowieść z iście filmowo manierą. Mało tego - sprawił, bym ja za swoją kamerą, poczuł się równie brudny i niepewny przyszłości co filmowani bohaterowie.

416 stron, 120 zł ceny okładkowej, cegła ważąca z dwa kilo gdyż wchłonęła mnóstwo czerni. I ta szybka lektura - kartki same przerzucają się z prawą na lewą, gdyż fabuły mało a kostropata roślinność na każdej stronie wydaje się podobna. Zwolnienie występuje jedynie przy bardziej emocjonalnych momentach, by zmazać łezkę wierzchem dłoni. Czy bym coś z Fungae wyciął, by skondensować historię? Raczej nie, gdyż gdzie indziej za te pieniądze nauczyłbym się tak dobrze władać kamerą?


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Postapo #4: Jacy jesteśmy? (scenariusz: Daniel Gizicki, rysunki: Krzysztof Małecki, Łukasz Rydzewski, wydawnictwo Celuloza, 2024)

To nie "Mad Max". Nie będę ryzykował wszystkiego, by złapać jakichś gości...