To komiksowa adaptacja książki Stanisława Ignacego Witkiewicza. I zgodnie z duchem twórczości Witkacego - równie awangardowa.
Jedyne wyjście jest ostatnią powieścią napisaną przez Witkiewicza. Nigdy nie została dokończona. Mimo, iż tom pierwszy powstał w latach 1931-1933, drukiem ukazał się dopiero w 1968 roku. W 1983 roku w Paryżu miała miejsce wystawa dotycząca twórczości Witkacego, której kuratorem został Wojciech Sztaba - historyk, krytyk sztuki i witkacolog. Jednym z wielu pomysłów na artystyczną instalację było stworzenie komiksu opartego na jednym z motywów Jedynego wyjścia. Realizację projektu zlecono Edwardowi Dwurnikowi. Ten również nie został ukończony. "Klątwę" przerwała Pola Dwurnik, córka Edwarda, która w ubiegłym roku dostarczyła na rynek swoją komiksową interpretację 'dzieła o powstawaniu dzieła'.
Nie czytałem książkowego pierwowzoru (chyba nic Witkacego nie czytałem), nie jestem więc w stanie ocenić wierności w oddaniu ducha pierwowzoru. Z wygooglowanych informacji wiem, że Jedynie wyjście jest nazywane antypowieścią, w której pretekstowa fabuła posłużyła autorowi do rozważań filozoficznych na temat sztuki, literatury, malarstwa i filozofii.
Głównym bohaterem komiksu jest malarz Marceli Kizior-Buciewicz, stanowiący alter-ego Witkacego. To nadużywający kokainy artysta, który budząc się każdego rana i spoglądając na pozaczynane obrazy, rozpoczyna dzień od wygłaszania swoich przemyśleń na temat kondycji sztuki, uważając się jednocześnie za największego malarza świata (zaraz po Picasso). Marceli ma przyjaciela, Izydora Smogorzewicza-Wędziejewskiego, którego uważa za filozofa-dyletanta i którego odmienna postawa życiowa prowokuje do częstych rozważań intelektualnych. Fabularnym środkiem ciężkości opowieści jest zaproszenie przez Kiziora-Bucewicza czterech wpływowych postaci z artystycznego światka na seans, podczas którego Marceli maluje obraz będący ucieleśnieniem Najwyższej Formy.
Tytuł jest trudny w lekturze, napisany awangardowym językiem. Witkiewicz luźno potraktował gramatykę i jego zdania to często słowotoki skręcające w dygresje, pełne neologizmów bądź nieoczywistych skojarzeń. "Cielęcina mijała powoli w ich narządach pyszczkowych.", "Coś się budzi i rozpiera i pospolity świat na chwilę choćby zapada się przedziwnym ogniem metafizycznej tajemnicy i na chwilę płonie na czarnym dnie nicości przedwiecznej.". Pisarz z nonszalancją skacze z wątku na wątek - w jednej chwili opisuje dystopijny świat, w jakim przyszło mu egzystować, by za chwilę ulżyć sobie tyradą w stosunku do pożycia seksualnego swojego przyjaciela, na upadku sztuki kończąc. I zapewne jak w przypadku każdego dzieła - ów modernistyczny styl przypadnie do gustu czytelnikom szukającym artystycznej świeżości i oryginalności; na drugim biegunie osiądą ci, którzy nazwą polemiczne wywody artysty bełkotem. Muszę, z lekkim wstydem, wyznać, że lepiej czytało mi się momenty satyry obyczajowej niż elementy filozoficzne na temat postrzegania sztuki.
Pola Dwurnik miała tylko jedno wyjście - modernistycznemu dziełu nadać również awangardową stronę graficzną. Czyli 'brzydką'. Zastosowany styl mocno się różni od artystycznej maniery znanej z obrazów - tu kreska jest nerwowa, rozedrgana, mniej finezyjna, jakby dłoń jeszcze działała pod wpływem opioidów, w twórczym szale. Stąd częste przechodzenie od kadrów prymitywistycznych, do bardziej wycyzelowanych. Co stanowi dodatkowy element opowieści. W utworze pojawia się PZP, alegoria nawiązująca do ustroju Polski w okresie międzywojennym. Kadry ją pokazujące są tymi z najbardziej widowiskowych - pełne geometrii, szczegółów, wyraźnie 'technologiczne'. I przytłaczające, o czym dobitnie autorka informuje, umieszczając litery PZP jako górujące na całej przestrzeni logo - symbol pogardy autora do sztuki realistycznej, służącej jedynie do obrazowania otoczenia. Na drugim biegunie dostajemy szereg nowatorskich pomysłów - żyrandol przypominający macki, matematyczne całki jako efekt boskich zabaw czy postacie kobiet, których stroje zostały podpatrzone, wg słów autorki, u Lady Gagi.
Jedyne wyjście wyszło dzięki staraniom Muzeum Narodowego w Warszawie i tytuł należy bardziej rozpatrywać w kategoriach sztuki współczesnej niż komiksu. Niemniej jednak to pełnoprawna powieść graficzna, w duchu podziemnych zinów, poszukująca nowych środków wyrazu i oddziałująca drażniąco na ośrodkowy układ nerwowy. I w udany sposób pokazujący nieszablonową psychikę Witkacego. Dla fanów twórczości komiksiarzy pokroju Macieja Pałki, rzecz być może z gatunku 'must have'.
P.S. Dzięki temu tytułowi poznałem większy fragment twórczości Poli Dwurnik. Jednak zdecydowanie bardziej do mnie przemawia jej malarskie oblicze, choć komiks dostarcza wiele miłych mojej wrażliwości artystycznej konceptów.
Tag #awangarda?
OdpowiedzUsuńJaka tam awangarda.
Witkacy to klasyka (sam zaczytywałem się w liceum), a "bazgroły" w komiksie to też nie żadna nowość :-)
Chyba, że mówimy o cenie - 100 pln za czarno-biały komiks to cena rzeczywiście galeryjna :-)
Może dla pełniejszego obrazu Pan recenzent uzupełni dane techniczne publikacji: nakład, ilość stron, dystrybucja oraz kto jest wydawcą (w tytule notki Krupa Gallery, a w tekście Muzeum Narodowe)?
Awangarda może wykształcić swoje klasyki, a niech kolejne pokolenia młodzieży wiedzą, kto robił podstawy :)
UsuńW stopce są dwa loga w miejsce wydawcy: Muzeum Narodowe w Warszawie i Galeria Krupa. Nigdy nie wiem w takich sytuacjach, jak należy rozumieć 'poli-wydawnictwa'. W stopce widnieje zapis "Książka powstała z okazji wystawy "Wiktacy. Sejsmograf epoki przyspieszenia". 8 lipca - 9 października 2022. Muzeum Narodowe w Warszawie", Nakład jest podany - 1000 egzemplarzy. Strony właśnie policzyłem - 98. Kto zajmuje się dystrybucją - nie mam pojęcia :) Komiks kupiłem na stronie sklepu Bęc zmiana. O istnieniu komiksu dowiedziałem się od znajomego z Zakopanego, który z kolei dowiedział się o nim z lokalnej prasy, bo tam Witkacego hołubią. Ot, takie czasami kręte ścieżki :)
(cyt.) "Nigdy nie wiem w takich sytuacjach, jak należy rozumieć 'poli-wydawnictwa"
OdpowiedzUsuńNa stronie sklepu Bęc Zmiana w opisie także podano Muzeum i Galerie jako wydawców - pewno Muzeum objęło publikację "opieką merytoryczną" oraz finansowało a galeria odpowiadała za "produkcję" i dystrybucję.
Tak to sobie wyobrażam, przy współpracy państwowej instytucji kulturalnej i prywatnej galerii.
Przy dwóch prywatnych wydawnictwach może to wygląda inaczej - niech się wypowie, któryś z naszych wydawców komiksowych.
Cena w sklepie BZ i Galerii taka sama. Książka pewnie została potraktowana (przez wydawców) bardziej jak publikacja o sztuce niż zwykły komiks - chociaż nakład podobny do większości zwykłych polskich komiksów.
ps. Pan recenzent nie żałuje pieniędzy nawet na drogie, artystyczne komiksy, byleby tylko napisać recenzję na bloga :-)
To się chwali, prawdziwy zawodowiec.
Na stronie https://bractwotrojka.pl/jedyne.wyjscie.dwurnik.sztaba.witkiewicz jest za 89 zł, zauważyłem po fakcie :/
UsuńA z tym nieżałowaniem pieniędzy to 'coś za coś' - musiałem prawie całkowicie zrezygnować z kupna zagranicznych komiksów :(
chcieliśmy panu redaktorowi z kolegą przesłać, ale nie ma kontaktu na stronie (chodziło o odciążenie finansów).
Usuń