Dziś wyjątkowo nie o komiksie, a o książce. Ale piszę o niej dlatego, że pozwala lepiej zrozumieć twórczość jej ilustratora.
Ottoich szerszej publice dał się poznać jako autor serii Dwa gwoździe. W dwóch opublikowanych częściach (premiera trzeciej tuż-tuż) przedstawił dość oryginalną wizję świata, w którym w szeregi legionów Lucyfera są wcielani starożytni bogowie. Czytając opowieść dało się wyczuć, że za pewnymi postaciami i wydarzeniami stoi niezłe zaplecze mitologiczne. Ale dopiero słuchając wywiadów z autorem (czy to na żywo, czy na YT) wyłania się ogrom pracy i szperania w źródłach, w których lubuje się artysta. Bardzo często w wywiadach pojawiało się słowo grymuar. W skrócie: to księgi magiczne pisane od czasów średniowiecza do XVIII wieku. Nie czas i miejsce na rozwijanie tematu - zdecydowanie polecam zapytać o nie samego twórcę, który chętnie na konwentach komiksowych o nich opowiada. Ważnym w tej chwili jest, że Ottoich postanowił, za namową czytelnika, własnym sumptem wydać jedną z nich, okraszoną jego ilustracjami.
The Lesser Key of Solomon jest w języku angielskim. Co ciekawe, do tej wersji swoje trzy grosze przyłożył Aleister Crowley, chyba najsłynniejszy okultysta. Książka napisana jest 'staroangielszczyzną', wydaje się być reprintem wydania z 1904 roku i zawiera opis 72 demonów, sposoby ich przywoływania (świetnie się czyta inkantacje na głos!) oraz przedstawia szereg pieczęci, służących do uwięzienia owych istot.
Ale tytuł kupiłem dla ilustracji. Ottoich bez problemu wczuł się w mistyczny klimat dzieła i przygotował szereg czarno-białych plansz obrazujących wybrane demony. Od razu przed oczami stanęły mi różne średniowieczne obrazy przedstawiające demoniczne postaci - z całym charakterystycznym dla tego okresu stylem malowania, bez wiedzy o perspektywie i z nienaturalnymi anatomiami. Inna sprawa, że wyobraźnia ludzka na temat diabelskich nasień była bezgraniczna. Proszę, oto oficjalny opis Agaresa: to stary człowiek, ujeżdżający krokodyla. A jakby bez tego był mało widowiskowy, to dodatkowo w dłoni trzyma krogulca. Ottoich ze swoją groteskową kreską wydaje się być stworzony do rysowania takich abominacji. W tych ilustracjach czuć klimat okropieństw Clive Barkera i - by trzymać się naszego podwórka - rakowatych struktur Bartosza Zaskórskiego.
Ottoicha chyba można już włożyć do przegródki twórcy charakterystycznego. Chłop wypracował sobie styl, który da się rozpoznać na pierwszy rzut oka i nie można pomylić go z niczyim innym. To, czy się podoba to inna kwestia. Ten 'artbook' pokazuje, że twórca znalazł sobie niszę, rozejrzał się po niej dookoła, splunął siarczyście, zakasał rękawy i zaczął się po niej rozpychać.
Stąd potrzeba wpisu o tej pozycji. Gdyż odtąd, gdy będę trzymał w ręku jakikolwiek tom Dwóch gwoździ (bądź innych przyszłych tytułów), będę wiedział, że pod warstwą zwichrowanej historii o dwóch pociesznych bożkach, kryje się umysł napompowany potężną wiedzą okultystyczno-mistyczną. A słuchanie bądź odkrywanie nawiązań, co stoi za daną postacią i wydarzeniem będzie równie fascynujące co lektura główna.
p.s. jeszcze nie przywołałem żadnego demona. Nie jestem przekonany, czy te średniowieczne diabełki mają wiedzę o wolnym rynku i by potrafiły zbić inflację bądź zapewnić dostawy taniego papieru pod komiksy :/ Chociaż... Kurski w tajemniczy sposób został odwołany ze stołka szefa TVP. Czyżby... Grzegorz Stanek, is that you? :)
Niestety nie. Ten demon odwołał się sam. I pewnie wyskoczy za chwilę z innego pudełka.
OdpowiedzUsuń