czwartek, 3 lutego 2022

Historie z Werku #2: Pasja (scenariusz: Arebehn, rysunki: Wojtek "WU" Zieliński, wydawnictwo Granda, 2021)


Trudno jest być jak Bill Sienkiewicz. Jeszcze trudniej jest być jak David Lynch.

Nawet podobała mi się pierwsza historia z Werku. Piper był dość udaną próbą zrobienia pesymistycznego kryminału noir, którego klimat został mi w pamięci do dzisiaj. Pasja ma również klimat, choć niestety, sam klimat to za mało.

Dostajemy opowieść o Wanesie, dziewczynie, która popełniła w życiu trochę błędów. Część z nich miała przyczynę w naiwności, część w rozbuchanych ambicjach i silnym dążeniu do samorealizacji. Obserwujemy fragment jej życia i widzimy jak z każdą stroną osuwa się w otchłań autodestrukcji - samotna, wulgarna, z nałogami, wiecznie zestawiana z odnoszącą sukcesy siostrą. Wanesę trzyma przy życiu sztuka. Bardzo specyficzny rodzaj sztuki, ale poświęca się jej z taką samą pasją jak van Gogh, który w szale tworzenia obciął sobie ucho.

To znaczy - tak mi się wydaje, że o tym jest komiks. Arebehn stworzył scenariusz, będąc zapatrzony w filmy Lyncha. Kolejne rozdziały łączą się ze sobą w jakiś dziwny sposób (jeśli w ogóle), postacie wydają się teleportować z lokacji na lokację, dostajemy flashbacki i retrospekcje we flashbackach. Czy owe cofanie się w czasie jest ważne dla budowania świata i rysów psychologicznych postaci? No właśnie nie - Wanesa jako dzieciak była normalną dziewczynką, co nie jest specjalnie odkrywcze. Być może postacie z przeszłości rezonują na teraźniejszość, ale ciężko to stwierdzić, gdyż strona graficzna tego nie ułatwia.

Czytając Pasję przyszły mi do głowy komentarze, które często pojawiają się przy okazji premiery jakiegoś polskiego filmu dramatycznego. Że za dużo wulgarności, że ukazana wyłącznie patologia i świat unurzany jest wyłącznie w błocie i szarych barwach. I te określenia pasują do tego komiksu - przekleństwa padają często a dialogi są pełne niedopowiedzeń i urwań; siermiężne wręcz. Owszem, wytwarza się podczas lektury odpowiedni ciężar i mrok, motyw rape & revenge znajduje satysfakcjonujące ujście, ale epatowanie psychodelicznym potrzaskaniem linii fabularnej, im dalej w komiks, tym bardziej męczy.

Szczególnie, że rysunki Wojtka Zielińskiego nie ułatwiają lektury. Mam wrażenie, że Arebehn wpadł kiedyś do Zielińskiego na wódkę, obejrzał jego portfolio i powiedział "słuchaj Wojtek, trzymasz w teczce fajne szkice, szkoda by się zmarnowały... może dopasuję do nich jakąś fabułę, a ty ewentualnie coś dorysujesz, by się to wszystko w miarę wszystko spinało". Gdyż WU nieźle poszalał tu graficznie, co można przyjąć jako dodatkową interferencję z historią Wanesy. Już w Sowiet Zombie intrygował ciekawym siłowaniem się z formą, tutaj poszedł drogą przetartą przez wspomnianego Sienkiewicza i do stworzenia kadrów zaczął używać wszystkiego, co mu akurat podpadło pod rękę. Ten komiks to chwalenie się swoją malarską wyobraźnią! Lubię takie popisywanie - akty zmieszane z psychodelicznymi bazgrołami, nerwowe szybkie kreski towarzyszące surrealistycznym klockom, wodne plamy kontra naśladowanie stylu van Gogha. Zieliński cały czas bawi się materią. Podoba mi się, jak porzuca rysowanie postaci na twarzy i fragmencie tułowia i zabiera się za następny panel, doceniam jak przedstawia Wanesę, której mowa ciała aż krzyczy 'sztuka to ja!', dłużej zatrzymałem wzrok na niektórych kadrach z uznaniem kiwając głową nad kompozycjami ich zawartości. Pasja to taki "Przewodnik po ASP for dummies", pokazujący niedowiarkom, że z pomocą artystycznej kreski można zrobić artystyczny komiks.

Ale też takie napinanie pędzla rozwala flow opowieści. Często zastanawiałem się kim są dane osoby wypowiadające poszczególne zdania. Do była Wanesa? jej siostra? Matka? Pewne postaci pojawiły się przed chwilą czy to może jakieś ze wcześniejszych stron? Cholera, ciężko dopasować rysy... Ów graficzny chaos przyniósł - koniec końców - obojętność, nie chciało mi się zastanawiać nad "biblijnym" zakończeniem, brakło ochoty na cofnięcie się by spróbować ułożyć wszystkie puzzle.

Gdybym był niegrzeczny to napisałbym, że Pasja to pretensjonalny bełkot. Ale nie jestem aż tak radykalny w ocenie. Jednak szkoda, że zarówno scenarzysta jak i rysownik stracili kontrolę nad opowieścią i popłynęli w ocean surrealizmu przeładowany zbędną symboliką. Dla rysunków Zielińskiego pewnie wrócę w przyszłości, choć komiks będę otwierał na losowych stronach. Miłośników kryminałów noir również chcę odwieźć od zapoznania się z tym tytułem - to rzecz zdecydowanie dla czytelników poszukujących świeżych i niebanalnych pomysłów w sztuce komiksowej.


5 komentarzy:

  1. "(...)ale poświęca się jej z taką samą pasją jak Picasso, który w szale tworzenia obciął sobie ucho."

    Picasso niczego sobie nie obciął.
    Skąd to porównanie? Z samego komiksu czy od autora recenzji?

    OdpowiedzUsuń
  2. Muszę z przykrością powiedzieć, że mi się podobało. Nie będę ukrywać, łatwo mnie kupić formą.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czemu z przykrością? Kształt formy w tym komiksie udany! Jedynie przeszkadza mi wciąż desynchronizacja fabuły z warstwą graficzną. Po napisaniu tekstu, do komiksu wróciłem po paru dniach, by jeszcze raz go przerobić. Dalej twierdzę, że gdzieś od połowy twórcy popłynęli w swoje strony, niemniej wciąż 'miło' się go wertuje!

      Usuń
    2. Ach, żeby zabrzmiało trochę opozycyjnie. Choć w sumie się zgadzam.

      Po pierwszym przebiegu uznałem to za w sumie prostą historię opowiedzianą w ekstrawagancki sposób.

      Po przejrzeniu po raz drugi, trochę zwątpiłem czy coś mi jednak nie umknęło. Całkiem możliwe! Nie jestem dobry w takie klocki.

      Nie mogę powiedzieć, żebym miał wątpliwości kto jest kim (w każdym razie przy pierwszym przebiegu), ale masz rację, forma rozbija nurt opowieści. Niemniej jakoś mi to nie przeszkadzało. Po prostu, podobało mi się.

      Usuń