sobota, 21 października 2023

Hooyboy: Schlong Night at Golaski Station (scenariusz: i rysunki: Ojcec Rene, wydawnictwo własne, 2023)


Nareszcie! Nareszcie nowa fabularna rzecz od Ojca Rene! Od razu prawilnie informuję: w tym komiksie nie występują postacie heteroseksualne.

Ostatnio Hooyboy był widziany w Golęrowie, gdzie eksplorował złowieszczą kaplicę poświęconą demonowi Kutachowi. Najnowszy zeszyt z przygodami piekielnego chłopca z kamiennym przyrodzeniem, cofa nas w czasie do roku 1967. Akcja dzieje się gdzieś na zadupiu Pussi, na stacji kolejowej Golaski. Tam to przybywa Hooyboy z zamiarem spotkania się z Kutaskovem, człowiekiem pracującym wcześniej w organizacji B.D.S.M. Na miejscu, zamiast oczekiwanego mężczyzny, napotyka nieznanego mu człowieka, który przedstawia mu odciętą głowę naukowca. Zanim panowie wytłumaczą sobie pewne rzeczy, robi się na tyle późno, że Hooyboy, chcąc nie chcąc, musi zostać na noc na stacji. Oczywiście, nie dane mu będzie się wyspać - dość szybko budynek staje się celem ataku trzech złowrogich indywiduów.

Czytając powyższe streszczenie fragmentu komiksu można by pomyśleć, że Ojciec Rene zmęczył się rysowaniem kutasków i męskich odbytów, więc wziął się za tworzenie normalnych, hellboyopodobnych, historii. Ale każdy, kto czytał In the Chapel of Kutach, wie jak płomienne to nadzieje. Schlong Night at Golaski Station to kolejny rasowy, undergroundowy i obleśny pornus, pełen aluzji seksualnych, niewybrednego słownictwa i bezpośredniości w ukazywaniu genitaliów. W komiksach Ojca Rene o seksie myśli się co 0,69 sekundy, łapie za wacka co 6,9 sekundy i wystawia anusy na światło dzienne... chwilę później. Obrzydliwe? A co, jeśli zdradzę, że jest kadr ocierający się o nekrofilię? Nie ma więc przebacz, nie ma że boli - Rene ani myśli luzować gaci.

Teoretycznie to wszystko mieliśmy w ostatnich kilku zinach o Jomie i Rudym, w jeszcze większym stężeniu. Ale tamte tytuły miały fabuły tyle, co kot napłakał; w których zwierzęce, pierwotne ruchańska były przerywane watą słowną głoszoną przez głównych bohaterów. A Hooyboy stara się opowiadać historię i zaciekawiać czytelnika, co się zdarzy dalej. Takie jest właśnie Schlong Night, które z wprawą cyrkowca widowiskowo parodiuje mignolowskie uniwersum. Mimo wszystko nad całością paruje gotycki klimat, dostajemy klimatyczną legendę sprzed wielu lat a finalna rozpierducha nie byłaby możliwa bez wykorzystania potężnego artefaktu.

Ojciec Rene często wulgaryzuje dialogi i wydaje się mieć nieograniczoną wyobraźnię w tej kwestii - co kilka kadrów mamy gry słowne i intencjonalne przeinaczenia by jak najczęściej umieścić słowo 'cum' w dymkach. To, w połączeniu w rysunkami (o tym jak bardzo są 'so-Mignola' nie będę się powtarzał), powoduje, że te wszystkie potoki spermy tryskające z owłosionych worków mosznowych zaczynają działać jako zwyczajny element krajobrazu. Ba, wówczas te prymitywne żarty ze wszystkimi crindże'owymi aluzjami potrafią rozśmieszyć. 

Takiego Ojca Rene lubię bardzo. Gdy opowiada historię, bez względu ile bladych dup poupycha po kadrach i co w nie powsadza.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz