piątek, 9 kwietnia 2021

Na koniec wszystko spłonie (scenariusz i rysunki: Edyta Bystroń, wydawnictwo: własne, 2018)

 

25 lat temu światło dzienne ujrzała płyta Ænima zespołu Tool. Wokalista w tytułowym utworze śpiewał jak zjebanym miejscem do życia jest Los Angeles i modlił się, by z nieba spadł wielki deszcz i zalał w diabły całe miasto. Edyta Bystroń w podobny sposób potraktowała pewną szkołę gdzieś tam w Polsce.


To moje pierwsze zderzenie z twórczością Bystroń. Do sięgnięcia po komiksy Edyty namówiła mnie KasKam ze Słobobrazu przy okazji pomailuszek co by tu można dorzucić do koszyka. Zupełnie nie miałem pojęcia jakie porusza problemy, w jakie tony uderza, jakie stosuje chwyty fabularne. Pobieżne kartkowanie dało wyraźny pogląd na rysunki - brzydkie, karykaturalne, nieproporcjonalne. "Przecież ona nie umie rysować!" chciałoby się krzyknąć. Ale to nie pierwszy ani nie ostatni komiks z koślawymi rysunkami w moich rękach, więc tym niezrażony wziąłem się za lekturę.

Punktem wyjścia jest niepozorne spotkanie dwóch chłopaków. Kamil - wysoki nastolatek, zbuntowany, mający problemy z kontrolowaniem agresji, o emo aparycji i zachowaniu. Na swój sposób wrażliwy i kompletnie nielubiany. Po drugiej stronie Patryk - trzecia klasa podstawówki, z lekkim upośledzeniem, o niewyraźnym wysławianiu się i często lejącym się śpiku z nosa. Dodatkowo z powodu biedy mieszkający z matką nauczycielką w szkole. Patryk - nierozumiejący różnic dzielących obydwu chłopców - postanawia zostać przyjacielem Kamila. Robi to nachalnie, więc jest gaszony i odpychany na każdym miejscu, ale dzięki uporowi i konsekwencji jakiś zalążek koleżeństwa się zawiązuje. I w tym momencie zaczęła pracować moja wyobraźnia i w myślach pojawiło się nieprzyjemne napięcie. Gdyż dalsze wypadki mogą się potoczyć dwoma scenariuszami: Kamil i Patryk - mimo przeciwności - zostaną przyjaciółmi i dostaniemy łapiący za serce wzruszający finał, albo odwrotnie - ulegając sugestii okładki i tytułowi - może okazać się, że łatwowierność Partyka poprowadzi do tragedii a Kamil okaże się zwyczajnym dupkiem co będzie alegorią współczesnego hedonistycznego życia. Ha! Edyta Bystroń znalazła trzecie wyjście, ale może już bez spoilerów...

Na koniec wszystko spłonie to klasyczny komiks moralnego niepokoju. Brzydka kreska odsłania brzydotę naszych dusz, które mają tendencję do ranienia, krzywdzenia i obdzierania z marzeń. Umiejscowienie akcji w szkole pozwala autorce zaprezentować szereg postaw ludzkich, które nie powinny zaistnieć w placówce wychowawczej mającej humanizm w swoim statucie. Tu potworami są zarówno uczniowie, jak i pedagodzy. A także samo miejsce - złożone z betonu, ścian i klaustrofobicznych pomieszczeń. A przez całą opowieść przewala się, jakoby mimochodem, przemarsz kolumny złożonej z tabletek antydepresantów. Strasznie Bystroń nienawidzi tu szkoły. Tak, nie można utożsamiać autora z jego dziełem, ale wydźwięk komiksu jest bardzo sugestywny. 

Na poziomie meta Na koniec wszystko spłonie rezonuje na dodatkowej płaszczyźnie. Już po odłożeniu książki zadałem sobie pytanie - jak ja bym się zachował, gdyby przydarzyłby mi się w życiu taki Patryk? Gdyż lubimy czuć się wrażliwymi na krzywdę - lajkujemy akcje charytatywne, czasami coś wpłacamy na fundacje, reagujemy na smutny los niepełnosprawnych dzieci w mediach. A... jakbyśmy się zachowali, gdyby dolepiłby się do nas na co dzień taki zasmarkany, bełkoczący dzieciak? Czy dla przyjaźni poświęcilibyśmy część naszego wygodnego życia by uczynić jego życie znośniejszym? Jak z takim pójść na dyskotekę? Na wypad w góry? Raz, dwa razy w roku można coś zorganizować, ale tak regularnie? Pozwolę sobie przemilczeć, jakie dałem sobie odpowiedzi na te pytania. Ale to jest główna siła tego komiksu - wprawia w moralny niepokój i trze papierem ściernym mroczniejsze rejony naszego jestestwa. 

Będę tego żałował, ale chcę więcej pani Bystroń!



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz