czwartek, 8 kwietnia 2021

Artefakt (scenariusz: Marta Guzowska, rysunki: Karolina Oksiędzka, wydawnictwo: Muzeum Starożytnego Hutnictwa Mazowieckiego, 2018)


Muzeum Starożytnego Hutnictwa Mazowieckiego w Pruszkowie ma w swoich zbiorach fragmenty potrzaskanego pucharu powstałego w Egipcie ok. II wieku n.e. I zleciło stworzenie o nim komiksu. Marta Guzowska podeszła do zlecenia z nieco ambitniejszej strony. Zamiast stworzyć historyjkę pokazującą jak ów artefakt trafił na polskie ziemie, wymyśliła sobie... współczesną historię sensacyjną!

 Mamy postać Marcina, kustosza Muzeum, któremu przedłuża się zmiana w oprowadzaniu ostatniej grupy turystów. Dzięki czemu mamy odhaczoną część faktograficzną - poznajemy podstawowe fakty o pucharze. Ale oprócz tego dostajemy szczątkową warstwę obyczajową. Na Marcina na zewnątrz czeka zniecierpliwiona Kaja, która z minuty na minutę denerwuje się coraz bardziej, głównie faktem, że Marcin bardziej przekłada pracę nad związek. I jest Filip, kolega naszej pary, któremu profesjonalizm kustosza jest bardzo na rękę w smoleniu cholewek do koleżanki! Ale mamy przede wszystkim wątek sensacyjny. Pojawiają się bandyci, którzy kradną eksponat i porywają Marcina. Kaja z Filipem ruszają na ratunek...

Więcej fabuły nie będę zdradzał - chciałem pokazać, że jak na 20 stronicowy komiks na zamówienie instytucji stara się jak może, żeby nie pachniał paździerzem. Dodam również, że opowieść w pewnym momencie idzie w stronę, którą nie sposób przewidzieć, a samo zakończenie jest na tyle otwarte, że bez problemu można by dopisać ciąg dalszy. Ale w tym wszystkim jest spory haczyk. Założenia scenariuszowe Artefaktu są godne uznania, niestety finalne wykonanie kuleje. To wszystko jest mało finezyjne. Postacie naszkicowane grubą kreską, czerstwawe dialogi i schematyczny rozwój akcji. Dr Marta Guzowska jest autorem wielu pozycji książkowych - wyczuwam wyraźnie, że przysiadając do tworzenia scenariusza chciała zrobić komiks nie dla dzieci i nie dla historycznych pasjonatów - jej głównym zamierzeniem było stworzenie opowieści ciekawej, w której tytułowy artefakt nie byłby w centrum, a służył jako trampolina do opowiedzenia historii zgoła książkowej. Zgaduję, że mało zgrabny efekt końcowy wynikł jedynie z nieobycia z formą komiksową.

Podobne uwagi można mieć do pracy Karoliny Oksiędzkiej. Dziewczyna wzięła temat za rogi w również niesztampowy sposób i narysowała historię na modłę pop-artową. Dodatkowo miejscami postanowiła poeksperymentować z rastrem. Można się zastanawiać czy taki styl pasuje do - jakby nie patrzeć - komiksu akcji. Postacie są posągowe, twarze przypominają te spoglądające z dawnych pin-upów, więc sceny dynamicznie wyglądają dość groteskowo. Często na wierzch wychodzą także braki warsztatowe i niewprawna ręka... ale nie sposób odmówić pewnej stylowości w owych rysunkach.

Artefakt nie jest komiksem, który chce się polecać jako 'hej, zobacz na jakie fajne wykopalisko natrafiłem'. Za dużo w nim elementów, które zdradzają pierwszorazową próbę zmierzenia się twórców z komiksowym medium. Ale mimo wszystkich tych potknięć i połamań pióra to wciąż komiks, który może być dobrym przykładem, iż nawet tworząc dymki i rysunki na zlecenie, można zawrzeć w nim wyraźny pierwiastek autorskiego sznytu. 







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz