czwartek, 15 kwietnia 2021

Mikro Wojna: Tajemnica przyprawy wersja lite (scenariusz i rysunki: Marcin Łapiński, wydawnictwo: Katana, 2020)

 

Głowa może rozboleć od rozkminiania o co chodzi z tą wersją lite. Ale wydaje mi się, że to rozgryzłem. Pierwotnie Mikro Wojna składała się z trzech aktów. Łapiński w wersji lite zdecydował się na wyrzucenie pierwszego aktu, a zamiast niego dorysował parę plansz 'prologu'. Problem w tym, że zrobił owe cięcia tak nieumiejętnie, że początek sprawia wrażenie kompletnego chaosu.


Recenzowany jakiś czas temu inny komiks Marcina - Poszukiwacze nerki nieskończoności jest przyjemnym, pure nonsensowym zinem, gdzie pretekstowa fabuła jest tylko trampoliną do pokazania szeregu wytworów wyobraźni. Ale mimo wszystko rządziła albumikiem jakaś logika a bohaterowie poruszali się z punktu A do B. W Tajemnicy przyprawy w wersji light owej logiki na starcie zabrakło. Dzięki czemu za dużo czasu spędziłem z grymasem 'how' na twarzy zamiast cieszenia się wszystkimi smaczkami wykreowanymi przez Łapińskiego. Dlatego poniżej będzie ściągawka jak rozumieć początek a jeszcze niżej jeszcze fajniejsze rozwiązanie bałaganu.

Historia zaczyna się od sceny, w której Dr Croft używając liczby pojedynczej bądź mnogiej w pierwszej osobie opowiada, jak jego kumpel Aldz chce zabić pewną postać. Pada nawet zdanie "Na szczęście byliśmy już niedaleko". Autor niestety nie zdradza niedaleko czego. A co najfajniejsze - Dr Croft opowiada o tej scenie w pierwszej osobie, mimo iż dalej okazuje się, że wcale go tam nie było, gdyż latał sobie po orbicie Ziemi. 

O co chodzi? Wydawać by się mogło z wprowadzenia, że Dr Croft wraz z Aldzem wracają na Ziemię, po czym Aldz rusza odwiedzić Monopolistę - głównego villiana historii. Trzeba więc wiedzieć, że w usuniętej części komiksu, przygody Dr. Crofta i Aldza dzieją się równocześnie i niezależnie od siebie. Kiedy Dr Croft wraca na planetę po swoich przygodach, Aldz w tym czasie zamierza wyeliminować Monopolistę i to z jego ust padają słowa "Na szczęście byliśmy już niedaleko". I gdy to sobie uświadomimy, reszta przygód zaczyna nabierać sensu. Oczywiście całkowicie nie da się uprzątnąć w ten sposób bałaganu, gdyż dalej pojawiają się ni stąd ni z owąd pewne postacie z imienia i nazwiska, o których nie wiemy nic. Dla przykładu - Starski i Hak.

Ale wróćmy do opowieści. Podobnie jak w przypadku Poszukiwaczy nerki nieskończoności - jest to specyficzny, post-modernistyczny konglomerat skrawków odnoszących się do różnych dzieł pokulturowych. I polany jeszcze bardziej specyficznym humorem - typowo studenckim, mało finezyjnym i miejscami rubasznym. Ale nie sposób odmówić mu fajności, Łapiński dość sprawnie nim żongluje. Tytułowa przyprawa to przyprawa umożliwiająca podróże międzygwiezdne - Diuna się kłania. W gratisie dostajemy punch wymierzony w amerykańską politykę zagraniczną, słowotwórcze neologizmy, duszki (!) znane z Tytusa, Romka i A'tomka i przez chwilę znajdziemy się w ciemnej dupie. Literalnie! Słowem - czysty underground! Dużo się dzieje, sensu za wiele w tym nie ma, rozwiązania fabularne miejscami z tyłka, obowiązkowe wtręty na quasi-reklamę i bijąca z kolejnych stron radość z tworzenia szalonych i bezsensownych przygód kosmicznych bohaterów wrzucanych w równie kuriozalne przygody i lokacje. A dodatkowo narysowanych dość niechlujną kreską, mimo że są kadry, gdzie autor pokazuje, że stać go na więcej. Czyli rzecz z kategorii 'na trzeźwo nie polecę go nikomu, ale jak wyjdzie kolejna część - nie będę zwlekał z zakupem/crowdfundingiem' :)

Aha. Obiecane rozwiązanie dla tych, którzy kupili wersję lite i czują się zagubieni. Usunięty Akt I można próbować przeczytać na skanach udostępnionych przez autora w tym miejscu.






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz