Dzisiejszy tekst nawiązuje pośrednio do poprzedniego, by pokazać inne podejście do żonglerki kliszami RPG.
To nie jest nowy komiks, ma już cztery lata. Ale natknąłem się na niego dopiero niedawno, podczas włóczenia się po stoiskach na tegorocznym PFSK. W oczy od razu rzuciła mi się klimatyczna okładka; chwilę później jeden z egzemplarzy z wrysem od autora stał się moją własnością. Owa historia została stworzona podczas 24-godzinnego maratonu komiksowego organizowanego w Krakowie. Zgaduje, że scenariusz był przygotowany wcześniej, jedynie trzeba było w te dwadzieścia cztery godziny machnąć wszystkie rysunki i na bieżąco improwizować, jeśli chodzi o rozmieszczenie kadrów i upchanie dymków. Mniejsza o technikalia, znaczenie ma przede wszystkim to, że to nadspodziewanie dobra rzecz, mimo iż stworzona "na kolanie".
Co tam pan Ivtek chciał nam opowiedzieć? Ano, zabrał nas w tajne miejsce, w którym właśnie trzech zakapturzonych kultystów zaczęło odprawiać Rytuał Przejścia, by przez wytworzony portal mogło przejść jakieś przedwieczne bóstwo. Niestety, inkantację przerywa dzwonek do drzwi. Dzwoniącym okazuje się kurier z paczką, którą odebrać można tylko za pobraniem. Sytuacja ta wprowadza pewien chaos w kontynuowaniu poważnego rytuału. A po jakiś czasie okazuje się, że wizyta kuriera była częścią pewnej intrygi mającej na celu uwolnienie pewnej... istoty.
Cóż, widać że Kultyści to fabularny strumień świadomości, w którym czynnik humorystyczny jest ważniejszy od logiki opowieści. Gdyż to komedia pełną gębą. Ale śmieszna! Humor, szczególnie ten czarny, mimo iż typowo studencki, został nieźle rozpisany na postacie a początkowa groza płynnie przechodzi do komedii pomyłek. Tytułowi kultyści mają sporo wspólnego z kajkokoszowymi Zbójcerzami - są uroczą grupką quasi mrocznych safandułów. Elementy post-modernistyczne zostały wsadzone po coś i większość z nich ma znaczenie fabularne. RPG-owy sztafaż autor wyselekcjonował z głową, bez uczucia przeładowania nawiązaniami. Zwrot akcji w połowie komiksu - mimo, iż wprowadza dodatkowy element komiczny, świadczy o tym, jak przemyślana była od początku ta historia. Zakończenie - przewrotne. Nie ma co narzekać, że to skromny objętościowo komiksik - gdyż przynosi satysfakcjonujący ładunek absurdalnego humoru, niegłupich, prostych ale nie prostackich gagów i trzymający cały czas fabułę w ryzach.
Rysunkowo to oczywiście undergroundowy minimal - szybka, pisakowa kreska, by wyrobić się w 24 godziny. Wszystko jest umowne, pozbawione szczegółów, płaskie. Jednak Patryk jest ogarniętym rysownikiem i za pomocą prostych maźnięć przekazał to, co potrzebne do immersyjnego odbioru wydawnictwa. Jedynie, co może przeszkadzać to bałagan w kreśleniu dymków i kilka niekoniecznie dobrych pomysłów na konstrukcje kadrów. A właśnie, autor chyba się wyrobił przed czasem, gdyż zdążył machnąć kilka ramek o większym stopniu skomplikowania - wówczas widać, że chłopak czuje dobrze styl Mike'a Mignoli! Może kiedyś, na spokojnie, zrobi w tym stylu cały komiks?
Miłośnikom fantastyki, gier planszowych i komediowych fabuł Kultystów zdecydowanie polecam. Szczególnie, że można poczytać rzecz za darmo, w tym miejscu (zaczyna się na 136 stronie).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz