Z pozytywnym zaskoczeniem przyjąłem informację, że najnowszy komiks z serii Paneuropa będzie podwójny. A jednak ta odsłona nie dorównuje części drugiej.
Chyba rozgłos wokół pierwszych zeszytów cyklu zaskoczył samo polskie przedstawicielstwo KE. Więc tym razem premierę najnowszej części przygotowano z pompą. Podczas MFKiG Komisja Europejska miała swoje stanowisko, można było dostać wszystkie sześć wariantów okładkowych komiksu a także wcześniejsze numery (oprócz pierwszego), co rusz rozwieszone były plakaty z informacjami o wydaniu Zmór Przeszłości. Zaproszono również wszystkich artystów, dzięki czemu można było uzyskać wrys bądź zamienić parę zdań. Taką promocję to ja rozumiem!
Zapewne reżim czasowy sprawił, iż za najnowszym tom odpowiada aż pięciu twórców. Napisanie scenariusza powierzono Tomaszowi Kontnemu i Magdalenie Lankosz, narysowanie historii zlecono Wojciechowi Stefańcowi i Rafale Szłapie (którzy dostarczyli nam Paneuropę vs Covid-19) a także Robertowi Służałemu i Monice Laprus-Wierzejskiej. A za 'problem odcinka' postawiono aż na dwa aspekty: wzmożoną migrację uchodźców z Bliskiego Wschodu oraz sytuację osób LGBT.
I pobodnie jak w poprzednich częściach - szkielet opowieści jest ten sam. Mamy czarny charakter (tu w osobie Kościeja ubranego w hitlerowski mundur), który podburzając społeczeństwo, wykorzystuje uwolnioną nienawiść by móc rosnąć w siłę. Kościej świadom jest, że członkowie Paneuropy mogą skutecznie przeszkodzić w jego knowaniach, więc jego pierwsze czynności w wielkim makiawelicznym planie polegają na osłabieniu supergrupy. Oczywiście dostajemy też lukrowany happy-end (choć tym razem z łyżeczką dziegciu) i mocną dawkę dydaktyki.
Wydaje mi się, że główną wadą komiksu jest to, że pracowało nad nim zbyt dużo ludzi. Nie, nie chodzi mi o osoby wymienione na okładce. A o tych z backstage'u, podpisanych jako Przedstawicielstwo Komisji Europejskiej w Polsce. Krąży po necie taki mem. Po lewej stronie Freddie Mercury, po prawej Madonna. Pod obrazkami zestawienie ile osób pracowało nad danymi utworami. Taki Queen miał jednego producenta, pod nowym hitem Madonny podpisało się ok. 20 osób. Sądzę, że podobny przypadek zadziałał w przypadku Paneuropy. Przy pierwszych dwóch zeszytach za zgodność merytoryczną odpowiadanej historii z wytycznymi EU odpowiadały góra dwie osoby. Reszta machała ręką. "Komiks, daj pan spokój". Zgaduję, że nad Zmorami siedział już cały sztab, mocno dyskutując nad ostateczną formą. Co wyraźnie widać podczas lektury, gdzie pewne wątki są wrzucane w dość toporny sposób, dodatkowo rozwadniając fabułę.
A komiks zaczyna się bardzo fajnie. Nad częścią napisaną przez Kontnego chyba nikt nie pracował. Tomasz obrał oczywisty punkt wyjścia: poznajemy grupę uchodźców z Afganistanu, którzy wydali fortunę na przemyt do Niemiec i zostali porzuceni w polskich lasach. W międzyczasie dochodzi do przebudzenia Sędziwoja, odwiecznego strażnika lasu. Dość szybko sprawy się komplikują, gdyż dochodzi do ataku na uchodźców przez dziwnych osobników. Sędziwój i Malik (jeden z migrantów) podejmują wyprawę poza las, by zdobyć więcej informacji o nowym zagrożeniu. I opowieść Kontnego miło się czyta, ma naturalne tempo, zwięzłe wprowadzenie w intrygę a elementy komisjoeuropejskie udało się wprasować w historię prawie, że niezauważenie.
Natomiast część napisaną przez Małgorzatę Lankosz czyta się już gorzej. Choć akcja nabiera tempa i jesteśmy wraz bohaterami przenoszeni do różnych lokacji, to tworzy się wrażenie fabularnego odhaczania z góry narzuconych założeń i narracyjnego chaosu. Kim jest fioletowa postać, właściciel Cerbera? Czemu nagle się pojawił na planszach komiksu, zamiast Posejdona? Nastąpiło zbyt ostry skrót fabularny i zabrakło informacji, że to Kronos, władca podziemnego świata i opiekun dusz zmarłych bohaterów. Na święty zakon Tebańczyków również nie było pomysłu, pojawił się głównie po to, by zaakcentować fakt istnienia homoseksualizmu już w czasach antycznych. Logika by nakazywała, że skoro już został przebudzony, mógłby pomóc w walce z Kościejem; tu jego czas sprowadził się do pojedynczej potyczki.
Ale mimo narzekań na wtręty 'propagandowe' to wciąż przyjemny komiks retro-superhero. Skład supergrupy, ze względu na fabułę, uległ udanemu odświeżeniu, wybrano ciekawych nowych członków, główny złol jest przyjemnie campowy, a jego sposób działania mile kojarzy się z marvelowskim eventem Infinity War Jima Starlina. Zmory Przeszłości przynoszą sporo akcji, klasyczne nawalanki, niesamowite pomysły na przemierzanie dużych odległości i sprytne wpasowanie współczesności w superbohaterskie archetypy. Od samego początku seria miało posmak przygód, które hurtowo dostarczał nam TM-Semic w latach 90-tych ubiegłego wieku - najnowszy zeszyt również wyraźną kreską oddziela dobrych od złych bohaterów i w prawilny sposób doprowadza do szczęśliwego końca.
Zadowolenie z lektury podbijają rysownicy. Wojciech Stefaniec, który ze wszystkich twórców dysponuje stylem najmniej pasującym do superhero, znalazł sobie kolejną okazję by się wyszaleć graficznie. Jego brudny styl udanie współgra z ponurą rzeczywistością porzuconych uchodźców, ale to, co zrobił z postacią Sędziwoja to czysty psychodeliczny cymes. Jeśli decydujemy się na pokazanie 'magii', niech będzie ona mało ograna. Stefańcowi udało się podejść świeżo do tematu! Z kolei Robert Służały cieszy oko elegancką kreską. Zwraca uwagę jego projekt Skarbnika, który ma w sobie piękny pierwiastek brutalnego socrealizmu (choć skojarzenia z Silver Surferem również nie są bezpodstawne). Ale najbardziej podobają mi się twarze negatywnych postaci - te co do jednej są komiksowo złowieszcze!
Rafał Szłapa miał okazję się wykazać w tomie 3, więc tu czuje się jak ryba w wodzie. Jego kreska w połączeniu z intensywnymi kolorami idealnie świetnie pasuje do pulpowej historii, oferując całą gamę motywów stosowanych w młodzieżowych produkcjach - szczegółowe tła, jowialne postacie i dopieszczone kompozycyjnie kadry. Ale przede wszystkim złożył (kolejny) hołd Jackowi Kirby'emu. Nie muszę pisać o który panel mi chodzi; on sam się rzuca w oczy przy lekturze. Z kolei kreska Laprus-Wierzejskiej jest cudownie krucha i filigranowa. W twarzach rysowanych przez Monikę jest coś dostojnego, bohaterowie jawią się tu niczym antyczni herosi (i nie mam na myśli rzeczywistych greckich herosów), przyciągają wzrok i każą śledzić każdy niuans ultracienkich konturów. Wrażenie magnetyzmu jest tak mocne, że wybacza się autorce powściągliwość w kreśleniu dalszych planów.
Zmory przeszłości to ciekawy graficznie i nierówny fabularnie komiks z klasycznym superbohaterskim storytellngiem. Na szczęście w tym przypadku nie problemu z wyborem 'kupić-nie kupić'. To bezpłatna publikacja, można próbować dostać ją w siedzibach KE, na imprezach, pisać maile z prośbą o podesłanie bądź ściągnąć darmową wersję cyfrową. Ja tylko chciałbym, by kolejne części miały mniej 'producentów', którzy dodatkowo zaufają inteligencji czytelników, także tych młodszych. A wątek LGBT zasługuje na pełnoprawną Paneuropę vs. Tu nie miał okazji wybrzmieć dobitniej.
Komiks KE? Coś podobnego! To jest tylko na polski rynek? Niezła fucha, choć z kapo nad głową. ps. To nie jest zin :) W żadnym wypadku, to wręcz antyteza zina, bo robiona przez największe korpo kontynentu, a może świata.
OdpowiedzUsuńpps. Może po prostu pani Lankosz jest słabą scenarzystką? Niekonicznie chodzi o zbyt wielką liczbę kucharek przy robocie
OdpowiedzUsuńW Polsce są sami słabi scenarzyści :/
UsuńA ponieważ na komiksie się nie zarabia to i rysowników (dobrych) raczej nie przybędzie.
Ta cała Paneuropa to scenariuszowo i graficznie robota na kolanie.
Może to terminy, a może po prostu dlatego, ze to dotowane "dzieło" - więc nie ma się co starać.