wtorek, 6 grudnia 2022

Secret Santas (scenariusz: Ben Grisanti, rysunki: Łukasz Kowalczuk, kolor: Łukasz Mazur, wydawnictwo OMG! Wytwórnia Słowobrazu, 2018)

Dziś Mikołajki i pierwsza fala świątecznych prezentów. Choć nie jestem pewien, czy Secret Santas to dobry komiks na lekturę w ten właśnie dzień.

Pierwotnie ta opowieść została opublikowana w wydawnictwie Gesture. Scenarzysta jest Amerykaninem a widok ulicznych Mikołajów, próbujących zarobić na życie, natknął go do opowiedzenia własnej wersji Opowieści Wigilijnej. W tym celu stworzył postać Geoffa, zwykłego everymana, z niezłą pracą i idealistycznym podejściem do życia. Wierzył, że niezależnie od statusu społecznego, potrzeby każdego amerykańskiego obywatela powinny być zaspokajane. I mimo iż Geoff niespecjalnie narzekał na życie, doskwierała mu samotność. Do czasu aż poznał rozwódkę Christine, wychowującą nastoletniego Alana. I by stworzyć idealną rodzinę, Geoff na Gwiazdkę zapragnął kupić pewną rzecz, dzięki której Alan mógłby zapomnieć o traumach po odejściu ojca - topową grę video The Turbo Drive System. Niestety, gra okazała się zbyt droga na możliwości finansowe mężczyzny, więc ten za naradą przyjaciela, udał się na zgromadzenie Tajnych Mikołajów. Wchodząc w szeregi SS, miał możliwość otrzymania upragnionej rzeczy, ale najpierw musiał zdobyć inną, wyznaczoną przez organizację. Geoff czuł, że sprawa śmierdzi na kilometr, jednak wizja ciepłego, rodzinnego gniazdka skutecznie tępiła zdrowy rozsądek.

Łukasz Kowalczuk nie wchodzi w normalne projekty. Nie interesuje go rysowanie klasycznych scenariuszy montowanych wg mainstreamowych prawideł. Secret Santas jest undergroundową opowieścią z mnóstwem przerysowanych chwytów i postaci. To komiks o upadku człowieka, ale mocno unurzany w brutalno-psychodelicznym sosie. Podejrzane typki straszą niewyjściowymi gębami, popadanie w coraz większe szaleństwo uwypukla się w podkrążonych oczach, jaskrawe kolory nadają fabule LSD-owego posmaku. Kowalczuk do spółki z Mazurem podkręcają kolorystyczną psychodelię ala Steve'a Ditko oraz mutują jeszcze mocniej egzystencjalny chłód Daniela Clowesa. Choć zdaję sobie sprawę, że obeznany w amerykańskim undergroundzie Kowalczuk ma swoich mistrzów, nieznanych przeciętnemu czytelnikowi znad Wisły; dla celów recenzenckich wystarczy robotę Łukasza skwitować jednym zdaniem - to szlam, w którym czuje się jak ryba w wodzie.

Pod warstwą graficznych bruzd kryje się również poryta krytyka konsumpcjonizmu. Geoff jest anty-przykładem amerykańskiego snu, gdzie ułuda poukładanego życia, nachalność reklam czy wizje szybkiego wzbogacenia się, potrafi popchnąć człowieka do przestępstwa. Może i morał jest prosty - gdy raz zboczysz z drogi, mrok zostanie w tobie już zawsze, a konsekwencje wrócą z zdwojoną siłą. I nie ważne, że ową przypowieść została nam podana w postaci chorej odmiany Fight Clubu, w której kolejne sceny przelewają się przez kartki komiksu niczym w upiornym kalejdoskopie. Kluczową emocją po lekturze jest chłód jaki daje konstatacja, ile pod płaszczykiem ciepłych i rodzinnych świąt, może kryć się ludzkich tragedii. Owszem, tę historię inaczej odbierze mieszkaniec USA, gdzie komercjalizacja przybiera bardziej rozdmuchane formy, jednak teraz w Polsce, szczególnie w tym sezonie i galopującego wzrostu cen, wizja zdobycia dodatkowych funduszy na grudniowe nowości komiksowe, może przysłonić instynkt samozachowawczy jak nigdy wcześniej! 

Także pamiętaj czytelniku, rozpakowując dziś z wypiekami na twarzy pudełko ze wstążką - może prezent w środku pochodzi o Tajnego Mikołaja!


5 komentarzy:

  1. cyt: "Secret Santas jest undergroundową opowieścią z mnóstwem przerysowanych chwytów i postaci. To komiks o upadku człowieka, ale mocno unurzany w brutalno-psychodelicznym sosie."

    Nie wiem gdzie tu recenzent widzi underground i psychodelię? Na tych planszach wyraźnie widać klasyczną komiksową kreskę i kolory - toż to mainstream pełną gęba!
    Istnieje jeszcze jakiś prawdziwy "underground" ?
    Mam na myśli naprawdę prawdziwie "podziemne komiksy" a nie jakieś ziny "niezależnych twórców" samowydawane na okazję jakiejś imprezki komiksowej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Te dwa screeny podlinkowane ze strony Gildii niekoniecznie pokazują rzeczy, które skłoniły mnie do użycia słów 'underground' i 'psychodelia'. I zapewne masz rację, kwestionując definicję undergroundu, szczególnie jeśli pamiętasz czasy pre-cyfrowe. Pod tym względem SS jest wysokobudżetowcem, nad którym spędzono mnóstwo czasu wlewając precyzyjnie tusz i kładąc kolory.
      Podobne odwieczne rozejście pojęciowe pokutuje w muzyce niezależnej. Czy kapele punkowe, wcześniej wydające własnym sumptem, później przechodzące do większej wytwórni płytowej i dostające lepsze studio nagraniowe, to jeszcze garaż czy już mainstream? W pewnym momencie granica staje się płynna.

      Prawdziwe podziemne komiksy są. Dla mnie takimi twórcami (z tych młodych) są rzeczy wydawane np. przez Edmunda Krajewskiego czy Marcina Bartosia. Potrafię je czytać, ale za głupi jestem i brak mi umiejętności (wiedzy zresztą też) by móc sklecić o nich wpis zawierający coś więcej niż sucha notka z opisem.

      Usuń
    2. Chodziło mi nie o formę i jakość wydania, ale przede wszystkim treść.
      Dla mnie prawdziwym "undergroundem" jest to co nie mogłoby być legalnie i oficjalnie sprzedawane, w szczególności w pierwszym obiegu.
      Nie wiem czy to najdoskonalszy przykład: amerykański mainstream i underground z lat 60 - 70-tych ubiegłego wieku. Te zeszyty były drukowane podobnie (podobny papier, duże nakłady) z różnicą, że mainstream głównie w kolorze a niezależni w czerni i bieli (pewno ze względu na budżet).
      Ale undergroundu raczej nie widziałeś w witrynie sklepu z komiksami obok Spider-mana, FF i Hulka.
      We wszystkich komiksach była przemoc, ale w niezależnych był dodatkowo wulgarny język i pornografia (czasami z pedofilią i zoofilią).
      Dzisiaj, kiedy w głównym nurcie właściwie nie ma cenzury (przynajmniej obyczajowo-seksualnej), a i oficjalni wydawcy lubią czasami "skandalizować", trudno mówić o jakimś "podziemiu".
      Oczywiście nadal możemy tych co sami się wydają nazywać twórcami "niezależnymi", no ale nie "podziemnymi" :-)
      pzdr.

      Usuń
    3. Hah, mogę tylko dodać że w tym komiksie element pedofilski jest! I obiecuję nie nadużywać 'podziemia' :)

      Usuń
    4. Dzięki za odpowiedź.
      Kiedyś takich blogów było chyba więcej, więc dobrze, że komuś się jeszcze chce pisać, szczególnie o polskich komiksach.
      Pisz dalej!
      Pzdr.

      Usuń