Ah, ta wymowna okładka. Dwoje bliskich sobie ludzi, a jednak przestrzeń ich dzieląca jest zauważalna! UWAGA: SPOILERY.
Zakończenie IstillDK postawiło jeden wielki pytajnik, w którą stroną skręci fabuła. Gdyż pozbycie się z opowieści 90% bohaterów stworzyło czystą kartę, którą Zvyrke mogła zapełnić w dowolny sposób. W efekcie 2DK różni się od wcześniejszych części. Jest... mroczniej i bardziej niepokojąco.
Komiks zaczyna się z grubej rury, od inwazji zombie. A jej źródłem jest nie kto inny a sam Neill. I co fajne, nie mamy tu klasycznego originu pacjenta zero. Za cały ambaras odpowiadają przede wszystkim nierozważne działanie chłopaka ukazane, jakby mimochodem, w poprzedniej części. No i Chloe. Również przemieniona w zombie przez Neilla. Wydawałoby się więc, że oto nastanie złoty wiek dla zakochanej pary. Ale w ich związku już od pierwszych godzin zaczyna coś trzeszczeć, a wydarzenia w świecie zewnętrznym wprawiają w przerażenie nawet tych, co już nie żyją.
Zvyrke w 2DK nie ma już od początku litości dla swoich bohaterów. Neill okazuje się dupkiem a z Chloe wychodzi drama queen z niewygasłym poczuciem winy za decyzję, która doprowadziła do śmierci chłopaka. Ale tym razem najlepiej został sportretowany mutant Ransen, który tu wykazuje ostre symptomy PTSD spowodowane eksperymentami, jakie przeprowadzała na nim dr Shannon. I owe aspekty psychologiczne opowieści mają większy fabularny ciężar niż wartko prowadzona akcja. Zvyrke porozstawiała w 2DK pułapki empatyczne dla czytelnika - dobrze zaplanowała stany, jakie w nas powinna wytworzyć lektura pierwszej części komiksu, by później się nimi zabawić zostawiając nas w finale z emocjonalnym wyrzygiem. Lekko, ale tylko lekko przesadzając: zastosowanych zwrotów fabularnych nie powstydziłby się George R.R. Martin.
2DK to chyba najbardziej depresyjne z dzieł zvyrolverse. I nie wiem czy nie najbardziej dosadne i obrazoburcze. Ohydności w bibliografii toruńskiej artystki jest wiele, ale tutaj są nieodłącznym punktem najważniejszych momentów historii. Zsikanie się w majki na dźwięk nazwiska Shannon, koronacja zombie-kinga, ukrzyżowanie z przekazem 'bierzcie i jedzcie, oto ciało moje' czy ostatnie pożegnanie - tak się miesza sacrum z profanum!
Nie podeszły mi dwie rzeczy - niepotrzebne wciskanie fekalnego humoru gdzie się da (np. hipermarket nazywa się Guwno AGD, a telewizja nosi nazwę TV Kał). We wcześniejszych częściach akcja działa się w normalnych amerykańskich miasteczkach. Tutaj stały się zbyt polsko-swojskie (harcerze zamiast skautów, przewody na słupach ciągnące się wzdłuż ulic) a zamierzona (?) satyra na mass-media nie jest w ogóle czytelna ani nic nie wnosi do opowieści. A i Chloe wygląda tu jedynie na niewyspaną a nie nie-żywą.
Kontynuacja musi być, zakończenie tego wymaga. Tymczasem 2DK wskakuje do czołówki najbardziej bezkompromisowych komiksów wydanych w tym roku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz