środa, 11 maja 2022

D-emonology (scenariusz i rysunki: Zvyrke, wydawnictwo własne, 2017)

Czas uporządkować sobie zvyrolverse. Zacznijmy od miejsca, w którym zaczęło się Zuo.

D-emonology to historia pewnej znajomości. Podczas koncertu kapeli Letters to Lotta poznają się Cade i Shin. Jak to często na rockowych gigach bywa - zaczyna się pogo, więc łatwo o wszelakie urazy. Cade, szukając wytrąconych okularów zderza się z Shinem, który usilnie próbuje powstrzymać lejącą się z nosa krew. Tych dwóch gostków - choć należą do jednej subkultury emo - charakterologicznie dzieli wszystko. Jeden to typ dupkowatego cynika, drugi płaczliwą łajzą. A jednak od tamtej pory ich drogi nie mogą się rozejść, mimo iż chęć przyjaźni wykazuje jedynie Shin. Sytuacja trochę się zmienia, gdy Cade w lokalnym antykwariacie znajduje księgę z opisem sposobu przywołania ni-to-bóstwa, ni-to-demona z głową psa, który sprawi, że przywoływacz stanie się mądry, bogaty i szanowany. I że dziewczyny będą do niego lgnąć. Starożytne Zuo obiecuje spełnić jego pragnienia, ale oczywiście nie za darmo. Dobrą zapłatą są wyrwane prosto z klatki piersiowej, jeszcze bijące, ciepłe serca. Cade ma jedno takie pod ręką, ukryte między żebrami gamoniowatego Shine'a.

Zvyrke już tym albumem określiła ton, w jakim będzie tworzyć swoje historie. To dość zmyślna kombinacja horroru i komedii, gdzie sceny gore są przerywane slapstickowymi sytuacjami. W tym przypadku owa mieszanka działa narracyjnie bez większych zgrzytów, gdyż autorka sprawnie żongluje obiema kategoriami. Subkultura emo jest (a może była? czasy, gdy chłopcy w spodniach-rurkach byli na topie w social mediach powoli odchodzą w zapomnienie) wdzięcznym tematem do żartów. Stąd Zvyrke uruchomiła w komiksie dość potężny ładunek satyry opierający się na stereotypowym postrzeganiu tej subkultury - a to, że emowcy nic nie widzą przez finezyjne grzywki, a to że rzadko używają szamponu, by nie niszczyć potarganych fryzur, a to że reagują na sytuacje z przesadnymi emocjami a swoją egzystencję porównują do wiecznych bójek między miłością a śmiercią. A jednak przygody zvyrkowych bohaterów nie czyta się z politowaniem - mimo iż to klasyczne życiowe niezguły, wywołują przede wszystkim sympatię. 

Wydawać się więc może, że wątek horrorowy został potraktowany równie humorystycznie, dryfując w stronę czarnej komedii. Owszem, przywołana bestia lubi sypać dowcipnymi onelinerami, ale już jej modus operandi przypomina działania Freddy'ego Kruggera. Zuo działa podstępnie i nie należy dać się zwieść jego powierzchniowej wesołkowatości. To wyrafinowany demon, który z wywołującą ciarki inteligencją popycha swe ofiary do coraz okrutniejszych czynów. Choć pewne elementy gore mają klasyczną komiksową groteskę (która zazwyczaj wywołuje uśmiech niż strach), to sam finał jest już wystarczająco duszny i klaustrofobiczny, gdy wraz z bohaterami przekonujemy się, że wszystkie wydarzenia są 'na serio'. A to dlatego, iż Zvyrke umiejętnie rozpisała swoją historię i zdołała mnie zmylić, sugerując że wcześniejsze komedie pomyłek muszą skończyć się równie wesołkowatym zakończeniem. 

Graficznie artystka prezentuje pełny underground i karykaturalny sposób prowadzenia wizji. Dziewczyna dysponuje szybką, kanciastą i nerwową kreską, w dodatku na tyle gęstą, że często zlewającą się w trudny do rozróżnienia kłębek (zwłaszcza w dynamiczniejszych scenach). Oraz prowadzi ołówek ostrą jak brzytwa ręką. I, w kontraście do bohaterów, Zvyrke ani myśli mizdrzyć się do czytelnika, by zadbać o jego strefę komfortu. Wali prosto z mostu - postacie wykrzywiają usta w groteskowym uśmiechu, stawiają dziwne pozy swymi niezdrowo wychudzonymi ciałami, rzygają krwią i wypruwają flaki. Bardzo podoba mi się scena przywoływania demona; gdy ciemna plama wychodzi z podłogi mam ewidentne skojarzenia z pierwszym Hellraiserem. I warto się przyjrzeć wszystkim smaczkom na dalszych planach; na początek sugeruję odczytać tytuły ksiąg stojących na półkach szkolnej biblioteki.

D-emonology to coś więcej niż czarna komedia z emo fajtłapami i karykaturalną bestią. To pokręcony splatter horror okopcony elementami teen-dramy. Dialogi dają radę, kreacja świata stoi na solidnej fasadzie, napięcie zostało umiejętnie rozplanowane na całej długości komiksu. Czasami daje się zauważyć zbyt duże przeskoki między lokacjami oraz lekką chaotyczność między przejściami jawa-sen, ale wszystko to blednie wobec jednej rzeczy, którą tak ciężko osiągnąć w jakimkolwiek typie fabuł: Zuo jest bardzo dobrze napisanym villianem.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz