środa, 19 stycznia 2022

Karolina i Karol na Wawelu #2: Mistrz znaku geometrycznego (scenariusz: Artur Wabik, rysunki: Marcin Nowakowski, wydawnictwo Zamek Królewski na Wawelu, 2021)

 

Pierwsza część przygód Karoliny i Karola, Tajemnica miecza, była komiksem raczej kiepskim. Miałem wrażenie, że twórcy pracując nad jego powstaniem, mieli przed oczami srogie miny decydentów z krakowskiego zamku, a nie satysfakcję czytelników. Tym milej mi donieść, że sequel jest w każdym aspekcie lepszym wydawnictwem!

Twarda oprawa, więcej stron, ciut większy format, lepszy papier - wydawnictwo wypuściło tytuł w formacie identycznym co lepsze komiksy frankofońskie. Ale też był ku temu powód. Tematyka komiksu oscyluje wokół ubiegłorocznej wystawy Wszystkie arrasy króla. Powroty 2021-1961-1921 a wawelskie arrasy są bardzo ważnym elementem w tej historii. A że niektóre z nich zostały przedstawione w komiksie z fotorealistyczną dokładnością, to poświęcono więcej uwagi by w druku nie straciły na czytelności.

Technicznie rzecz biorąc fabuła jest klonem Tajemnicy miecza. Karolina i Karol podczas wakacji wybierają się na wspomnianą wystawę. Przy jednym z arrasów zauważają błyszczący geometryczny znak, który okazuje się portalem i wciąga ich w szaloną przygodę po scenach przedstawionych na arrasach i kluczowych punktach historii związanych z muzealnymi eksponatami. I gdy już mi się wydawało, że Artur Wabik poszedł na łatwiznę to kolejne strony zaczęły mnie zaskakiwać. Pierwszy teleport wyrzucił bohaterów na... plac budowy biblijnej wieży Babel. Kolejny skok teleportował dzieciaków na pokład pewnego statku płynącego z Bostonu do Gdyni w 1961 roku. Następne przemieszczenia na zmianę rzucały bohaterów to w czasy biblijne, to w 'nowożytne'. Powoli, strona za stroną, elementy puzzli zaczęły układać się w logiczny wzór. Przy czym trzeba zaznaczyć, że to ciągle komiks edukacyjny dla dzieci - zagadka nie służy zaskakiwaniu czytelnika a jedynie przekazaniu w atrakcyjny sposób historycznych informacji o trudnych dziejach wawelskich tkanin.

Słowo-klucz: atrakcyjny. W zeszycie pierwszym dzieciaki były irytujące jako wszystkowiedzący eksperci. Tutaj również są bardzo rezolutni, ale tym razem udało się to pokazać w znośny sposób. Na pierwszej stronie Karolina trzyma w ręku przewodnik po zamku. I później odpowiednio dopasowuje świeżo poznane informacje do sytuacji, w której uczniowie się znaleźli. Sposób prosty, ale jakże skuteczny. Natomiast żonglowanie liniami czasowymi sprawia, że lektura nie nudzi, wręcz wymaga od czytelnika pewnego zaangażowania, by sobie w głowie ułożył odpowiedni timeline. I znów - miła odmiana od Tajemnicy miecza, gdzie historia Szczerbca została przedstawiona topornie i bez polotu. Gdyż Mistrz znaku geometrycznego jest familijną przygodówką, którą świetnie się czyta. Wiadomo, dorośli miejscami muszą przymknąć oko na pewne zgrzyty fabularne (dzieciaki potrafią porozumiewać się w języku staro-biblijnym, ale już nie rozpoznają rumuńskiego), niemniej jednak to pozycja atrakcyjna dla czytelnika w każdym wieku.

Aczkolwiek i tak robota scenarzysty musi ustąpić warstwie graficznej. Intryguje już sama okładka. Co widzą bohaterowie na tylnej stronie komiksu? W pozie Karoliny i Karola widać, że Marcin Nowakowski ma dar do lekkiej, dynamicznej kreski. Często bywa, że na okładkę daję się wypieszczony, wymuskany rysunek; wnętrze zdradza już oznaki 'określonego cyklu produkcyjnego'. Nie w tym przypadku. Nowakowski w środku graficznie szaleje jeszcze bardziej. O takich rysownikach na własne potrzeby ukułem sobie określenie 'Rosiński level'. Czyli uprawiających rysunek realistyczny, pełen detali, teł, widowiskowych kadrów, wiernie przedstawiających znane postaci i obiekty. Nowakowski musiał dodatkowo wykazać się nadzwyczajną gibkością i przenieść na deskę kreślarską architekturę Wawelu, wiszące w nim arrasy, ożywić je (!), oddać czasy biblijne z Arką Noego na czele, ale też przenieść się wyobraźnią w XVI wiek, czasy zaboru czy pierwszą połowę XX wieku. I w każdym tym przypadku spisał się rewelacyjnie. Kadry chce się oglądać, studiować, można nawet próbować porównać zgodność z oryginałami googlując za źródłami. Świetnie dobrał też kolory. Gdy akcja dzieje się wewnątrz arrasów, kardy mają "szmaciany" kolor, w pozostałych przypadkach silnie dają o sobie znać żywsze barwienia.

Mistrz znaku geometrycznego to nadspodziewanie dobry młodzieżowo-edukacyjny komiks. Dość dynamiczny sposób prowadzenia fabuły może odstraszyć młodszych czytelników, ale pod koniec jest wszystko ładnie zebrane w podsumowującą historię arrasów ściągę. W przyszłości życzyłbym sobie przygód Karoliny i Karola, w których Wawel byłby jedynie tłem do jakiejś nowej, awanturniczej opowieści, ale domyślam się, że wydawnictwo nie wyłoży pieniędzy na klasyczną przygodówkę. Ale i tak się cieszę, że tym razem włodarze Zamku Królewskiego na Wawelu podeszli do zadania w ambitny sposób. Choć komiks ukazał się zdecydowanie zbyt późno. Po jego lekturze nabrałem ochoty na zakup biletu do Krakowa i odwiedzenie wystawy. Ale spóźniłem się o parę miesięcy... 


2 komentarze:

  1. I ta nieadekwatna cena komiksu... :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oby jeszcze można było kupić stacjonarnie w sklepie Zamku przy okazji odwiedzin Krakowa, to zawsze te 13 zł taniej. Ale jeszcze nie da się, bo pandemia :/

      Usuń