To komiks o pewnym człowieku dorabiającym po godzinach jako agent temporalny, który skacząc w czasie tu i ówdzie "rozwiązuje" sprawy nie rękę ludzkości w roku 2066. Czyżby wariacja na temat Valeriana bez Laureliny? Hm... ciężko odpowiedzieć jednym zdaniem na to pytanie, ale powiedzmy, że... nie.
Pierwsza przygoda agenta temporalnego Mosadu, Icka Cumbajszpila, miała premierę w poprzednim komiksie Sławomira Burszewskiego "Z dymkiem". W Roku 2066 dostajemy kolejne cztery rozdziały jego przygód. Nie znam odcinka pierwszego, ale wydaje mi się, że jego znajomość nie jest specjalnie konieczna by zrozumieć nowe odsłony. Gdyż te zawierają raczej zamknięte opowieści ze zrozumiałymi nawiązanymi do wcześniejszych wydarzeń.
Burszewski snuje dość absurdalną wizję niedalekiej przyszłości - za 45 lat dominującą nacją na świecie będą izraelici. Autor ani myśli rozpisywać się o przyczynach takiego stanu rzeczy; komiks nie należy do political fiction, to przede wszystkim satyra na teorie spiskowe wyrosłe na najbardziej znanych współczesnych stereotypach. Czy nie słyszeliśmy niejednokrotnie, że Żydzi rządzą światem? Sławomir postanowił więc stworzyć rzeczywistość, w którym faktycznie rządzą. I dodatkowo kieruje nimi imperatyw do jak największego powiększania kapitału.
Również wehikuł czasu nie jest w tym komiksie wykorzystywany do naprawiania linii czasowych, przy których mogliby majstrować różni złoczyńcy. Mosad dba o bezpieczeństwo imperium i robi to za wszelką cenę. Icek Cumbajszpil, mimo że dorabia jako agent po godzinach, na nudę nie narzeka. A to przenosi się 100 lat w przyszłość i ze zgrozą odkrywa, że w Barbarii Środkowo-Wschodniej władzę sprawuje katolicka kasta kapłanów, ma za zadnie odnaleźć Arkę Przymierza a to cofa się kilka stuleci wstecz by zgasić w zarzewiu rodzącą się nową religię chrześcijańską. Wszystko to dla dobra izraelickich obywateli i interesów oczywiście. Ale też światem w 2066 roku targają całkiem lokalne problemy. Np. z deweloperką, która próbuje obniżyć koszty przy okazji budowania nowych osiedli mieszkaniowych.
Lubię w tym komiksie elementy sci-fi i futurologii. Bardzo podoba mi się pomysł Papirusów - wirtualnych matrixowych boksów, gdzie można zanurzyć się w dowolnym literackim świecie. Coś na kształt holodeku z Star Treka. Świetny jest pomysł z pomnikiem ostatniego lodowca na Arktyce, bądź ten z projektami mieszkań unoszących się w powietrzu. Z pozostałymi aspektami bywa różnie. Wykorzystanie teorii spiskowych i wplecenie ich w fabułę najczęściej sprawdza się nieźle (czy to w związku z pandemią i szczepionkami, czy z istnieniem reptilian), natomiast mam problem z wątkiem przewodnim komiksu, czyli satyrą na religię. Zbyt często jest... mało finezyjna i Burszewski idzie w humor, który sprawdza się w kabaretach czy paskach komiksowych czasopism typu Angora bądź przerysowanym undergroundzie. Autor daje mocny upust swoim ateistycznym poglądom ale miejscami to jest karykatura oparta na zbyt wyświechtanych schematach i lektura zwyczajnie nuży. Dotyczy to przede wszystkim epizodu Państwo Boże. Choć dla kontrprzykładu - twórca ma parę dobrych pomysłów: spotkanie Mohameta, Kościelne Gospodarstwa Rolne czy mimowolne stworzenie kultu męczeńskiego.
Niezależnie od mojego poczucia humoru, bardzo lubię warstwę graficzną. Widzę w niej widoczne inspiracje komiksem niezależnym i reporterskimi tytułami Guya Delisle. Burszewski ma lekką rękę do karykaturalnej kreski, ale twórcy nie w głowie ciągoty ku zbytniemu minimalizmowi czy grotesce. Kadry są czytelne, sceny posiadają odpowiedni dynamizm, artysta nie szczędzi teł i bardziej monumentalnych ramek. W sztuce komiksowej Sławomir porusza się sprawnie - od odpowiedniego rozprojektowania układu kadrów na stronie, po rozsądne wydawkowanie proporcji operowania dialogami i obrazem. Szkoda tylko, że komiks autor wydał w małym formacie, kilka cm więcej nadałoby planszom lepszej przestrzeni!
Z fabułami, które wchodzą w dialog w współczesnymi nastrojami społecznymi jest ten problem, że szybko się zdezaktualizują. W Roku 2066 są rzeczy ponadczasowe i ubrane w niezły sztafaż humorystycznego SF, ale są też wątki, które zestarzeją się szybko. Czy więc warto? Fabuła jest odpowiednio awanturnicza, niegłupia, pełna nieszablonowych pomysłów, ale zabrakło mi większego pokładu finezji w prezentowanej treści. Najlepiej przeczytać jeden udostępniony rozdział przed decyzją o kupnie. Finalnie nie żałuję zakupu, ale komiks nie do końca trafia w mój typ humoru.
Bardzo rzeczowa recenzja. I krytyczna. Tu jednak musze się z panem zgodzić, że trochę popuściłem swoim poglądom, a nie do końca o to mi chodziło. Faktycznie gdyby akcja "Państwa Bożego" toczyła się we Francji np. w okolicach Avignon, miałoby to więcej sensu i nie kojarzyłoby się tak z aktualną sytuacją w Polsce...Dał mi pan do myślenia. Nie mniej takie uwagi są bardzo cenne dla autora. Serdecznie pozdrawiam - Sławek Burszewski
OdpowiedzUsuń