Z dużej chmury mały deszcz.
Komiks zaczyna się obiecująco. Niezła, klimatyczna okładka a pierwsze strony zapowiadają ciekawe średniowieczne post-apo. Od wielu dni pada nieprzerwanie deszcz powodując szybkie gnicie warzyw, pomór kóz i zapowiedź nadchodzącego głodu. Główny bohater opowieści mieszka na skraju urwiska i robi co może by wyżywić żonę i dwójkę dzieci. W międzyczasie poznajemy kobietę zamieszkującą inną część wybrzeża, która z młodszą siostrą wyciąga łódź z morza z obawy przed zatopieniem. Pewnego wieczoru nasz protagonista, Sil, w wiejskiej tawernie pozwala sobie na nieco więcej alkoholu, co sprawi, że parę godzin później będzie przeklinał ten dzień.
I teoretycznie wszystko na papierze wygląda ciekawie. Pomysł by umieścić akcję podczas mini potopu w średniowiecznych czasach wydaje się otwierać spore możliwości fabularne, mając na uwadze że taka anomalia pogodowa może być przez ówczesnych ludzi odbierana na kilku różnych płaszczyznach, z religijną na czele. Niestety Tomasz Tomaszewski rozpisał swoją historię dość chaotycznie. Pojawiają się postacie, o których nie możemy powiedzieć nic, zwłaszcza o relacjach, jakie łączą je z Silem. Po prostu wypowiadają przy nim różne kwestie a ja w tym czasie zastanawiałem się kim zwyczajnie są "z zawodu". OK, ta łysa postać to ani chybi wioskowy sklepikarz, ale co to za starzec na urwisku? Jakiś random? Wiejski wróż? Gospodarstwa do których udał się Sil w poszukiwaniu pomocy to pierwsi napotkani gospodarze czy może jego przyjaciele? A może członkowie rodziny, skoro pozwalają sobie na sporą dawkę bezpośredniości? Nie wiem nic, miałem wrażenie, że obcuję z kiepsko napisanymi NCP-ami. A przecież można takie skrawki informacji rzucić mimochodem, w dialogach. Inna sprawa, że spora część dialogów napisana jest ciężkim językiem. I nie można zrzucić tego na karb stylizacji językowej na średniowieczną - to zwyczajnie jakiś dziwne połamańce gramatyczne i pełne zaimków "to" i "tego", gdzie trzeba się domyślać czym "to" jest.
Kreskę Bichucka znam z serii Dzieci Stwórcy. Od tamtej pory chłopak się rozwinął warsztatowo. Odważniej rysuje tła, nie szczędzi szczegółów w rysowaniu budowli, postaciom nadaje interesujące twarze, nie ma większych problemów z anatomią. Choć zdarza mu się niekiedy jeszcze narysować zbyt sztywne sylwetki i nie do końca oddać średniowieczne realia. Łóżko na którym śpi żona Sila przypomina bardziej mebel z Ikei niż zwaliste dawne leża, bohaterowie mimo padającego deszczu rzadko noszą coś chroniącego przed deszczem i rysownik niekoniecznie udanie różnicuje dzień i noc. Ale progres jest widoczny i większość kadrów cieszy oko.
Wielki deszcz to pierwsza część dłuższej historii. Jako opener ten zeszyt mocno trzeszczy scenopisarsko: pojawia się sporo postaci pozbawionych backgroundu, wątek numer dwa został ledwo liźnięty i odciąga uwagę od wątku pierwszego, językowa nieporadność nie pomaga wczuć się w fabułę. Ale są i przyjemne rzeczy - świat przedstawiony, niewesoła sytuacja głównego bohatera, jak i całkiem intrygująca zajawka o potencjalnym villianie. Pozostaje więc czekać na kontynuację, choć na tym etapie jeszcze bez wypieków na twarzy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz