Ależ zjazd jakości...
Dwa poprzednie tytuły o przygodach Paneuropy nie miały ambicji być gamechangerem na rynku komiksu superbohaterskiego, ale były przyjemnymi mainstreamowymi czytadłami. W tym tomie coś nie pykło, głównie scenariuszowo. Tak jakby Tobiasz Piątkowski miał za mało czasu by dopracować scenariusz, albo za mało miejsca by gładko poprowadzić wszystkie wątki. Czasami miałem wrażenie, że kartki się skleiły i coś mi umknęło. Niestety nie...
Komiks zaczyna się od prologu, w którym Atena wtrąca boginię niezgody Eris do Tartaru. I już na pierwszej stronie mi coś nie gra. Owo wprowadzenie jest zbyt szybkie, a rysunki Stefańca pozbawione tła wprawiają w konfuzję. Żadnego punktu odniesienia kiedy i gdzie ów proces się odbywa. Można przypuszczać że w czasach starożytnych i na Olimpie, ale brakuje dodatkowej strony by ów sąd pokazać w zrozumiały sposób a czytelnik choć przez chwilę 'wylądował' w czasach antycznych.
Jak głosi tytuł, tym razem drużyna europejskich bohaterów musi zmierzyć się z pandemią wywołaną wirusem Covid-19. Piątkowski przytomnie nie przemyca żadnych teorii na temat przyczyn pandemii ani nie wiąże powstanie wirusa z żadnym ponadnaturalnym czynnikiem. Patogen po prostu pojawił się i całkowicie odmienił życie kontynentu. Tobiasz unika przedstawienia sytuacji jakie znamy z mass-mediów. Nie epatuje widokiem chorych, duszących się ludzi, przepełnionych szpitali, pustych ulic bądź protestów. Wspomina o tym jakby mimochodem i skupia się na aspekcie gospodarczo-socjologicznym nowej rzeczywistości. Wirus jest w komiksie niewidoczny i zdaje się niestety nie powodować żadnego namacalnego zagrożenia. Skłaniam się do odważnej tezy, że go... w ogóle nie ma i trzeba wierzyć autorowi na słowo, że jest przyczyną wszystkich problemów. Choć trzeba oddać honor Piątkowskiemu, że niektóre pomysły fabularne ciekawie powiązał z 'superbohaterszczyzną': dostępy do serwerów, intrygi szczepionkowe, czy fabryki hejterów. Tylko, że owe pomysły nie mają jak odpowiednio wybrzmieć i giną pod scenami 'na zlecenie'.
Z tego też powodu Paneuropę vs Covid-19 czyta się beznamiętnie, z zerowym zaangażowaniem. Trochę sympatii budzi Bazyliszek (szczególnie w wersji Stefańca!), ale głównie jest to przegląd gadających głów i objaśniania roli funduszy europejskich. Akcja idzie do przodu na wskutek dość topornych rozwiązań fabularnych i kolejny raz drugoplanowi członkowie Paneuropy pozostają na dalszych planach. Wieje nudą, której ciężko było doświadczyć przy poprzednich albumach.
Nie najlepiej się sprawdziło także zlecenie stworzenia oprawy graficznej albumu dwóm stylistycznie różnym rysownikom. Kreska Wojciecha Stefańca jest ciężka, gęsta, mocna, brzydka ale też pasuje do depresyjnego świata w którym trzeba walczyć z niewidzialnym wrogiem, za to niespecjalnie sprawdza się w konwencji superhero. Czyli odwrotnie niż u Rafała Szłapy, który przejął pałeczkę w drugiej połowie. Dostajemy wtedy jasną i klarowną kreskę, która dodaje fabule dynamiki, ale jest też zbyt sterylna i za mocno rozwiewa stefańcowy brud, który jest jakimś tam wyznacznikiem problemu, z którym muszą zmierzyć się nasi bohaterowie. Szczególnie to boli przy postaci dra Tomasza Karudy, który został narysowany w paskudnej pozie wziętej z materiałów reklamowych, że kompletnie mnie wybił z fabularnej immersji. Zgaduję, że zatrudnienie dwóch rysowników przyspieszyło proces produkcji tytułu, ale końcowy efekt tylko wzmocnił scenariuszowy bałagan.
Być może covidowe motywy są świeże i jako temat, który dotyka każdego tu i teraz ciężko jeszcze skonwertować na popkulturowe opowieści. Tu ewidentnie się nie udało. Mam nadzieję, że to nie zmęczenie materiału u Piątkowskiego i Tobiasz już zaczął pracować nad czwartą częścią. Problemów nękających Europę trochę jest i Twardowski z ekipą nie może spocząć na laurach!
Komiks można za darmo pobrać na tej stronie, przy czym warto zaznaczyć, że kolory w wersji cyfrowej mocno różnią się od tych wydrukowanych na offsecie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz