niedziela, 12 września 2021

Tabletki szczęścia (scenariusz i rysunki: Maciej Smaga, wydawnictwo własne, 2017)


Ostatnio jakoś trafiam na pure nonsensowe komiksy. Na tym połamałem zęby, gdyż wydawałoby mi się (i dalej mi się wydaje), że te dwadzieścia stron łączą się w jakąś zwichrowaną historię. Ale wciąż nie mogę rozkminić jaką!

Trójka oryginalnie wyglądających cyberpunków uzupełnia zapas tabletek o nieznanym działaniu i rusza poprzez (czas?) i przestrzeń (?) by się trochę odkuć. Ich śladem podąża morderca. I tyle rozumiem z tego komiksu. Gdyż na dalszych stronach ni stąd ni zowąd mamy scenę z księdzem, który przekupuję ekipę, żeby mu oczyścili polny krzyż z zasłaniających drzew, jakąś superhero rozwałkę z hologramem penisa, poetę-żula, który zadaje dealerom egzystencjalne pytania na absurdalnych monologach kolesia w barze kończąc. Jest tego 20 stron, przy czym umysł zaczyna parować już przy czwartej, próbując niczym małpa w laboratorium dopasować jakiekolwiek klocki w szczątkowy wzór. Czuję w tym komiksie trochę elementów wspólnych z tegorocznymi Baranami. Jednak tam jest fabuła, tu chyba tylko narkotyczny trip. Dobrze, że wyjaśnienie tajemnicy tabletek ma swój ciężar, jednak zbyt mocno rozwodniony 'dziwnościami'. Gdybym miał podać zbliżony tytuł na rynku to byłyby to pewne fragmenty Antologii Umysłu Tommi Musturiego. Słowem - awangarda pełną gębą.

Ale jak te Tabletki szczęścia są narysowane! Znaczy - częściowo narysowane, gdyż styl graficzny lubi się zmieniać ze strony na stronę. Mój ulubiony panel to ten z numerem 9. Tylko zgniły jasnoniebieski i starożółty kolor. Kreska jak przystało na underground - pomięta, szybka, nerwowa ale także dynamiczna i zadziorna. Ale najlepsze są użyte kolory. Niby to akwarele, niby kredki ale jadą na psychodelicznej nucie w taki sposób, że znak jakości mógłby przybić sam Łukasz Kowalczuk. 

Awangardowość "fabularna" Tabletek szczęścia zupełnie mi nie leży. Za to styl graficzny niejednokrotnie podniósł tętno ciekawymi pomysłami. A że autor udostępnił swój komiks za darmo, można w kilka minut się przekonać samemu o inteligencji piszącego - czy to rzeczywiście taki bełkot czy zwykły nieogar blogera w zderzeniu z komiksem artystycznym.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz