środa, 15 września 2021

Moe. (scenariusz i rysunki: Piotr Nowacki, wydawnictwo Karton, 2011)

 

Moe to uroczy piesek, który nie ma ani kadru wytchnienia - cały czas jest rzucany przez okrutnego twórcę w coraz to bardziej nieprawdopodobne przygody!

Spójrzcie na okładkę jaki słodziak z tego Moe. Śliczny zimny nosek i czarne oczka w których można utonąć. Tym bardziej przeraża czarna glizdopodobna plama, która ma wobec niego niecne zamiary. A tę spotyka nasz Moe już na pierwszej stronie, gdy gwiżdżąc beztrosko napotyka na swej drodze dziurę w ziemi. Spotkanie z zamieszkującą ją 'stworzeniem' kończy się osadzeniem psiaka w więzieniu. Ale to dopiero początek szeregu zupełnie nieprawdopodobnych i absurdalnych wydarzeń.

Nie tak dawno temu wyżywałem się na komiksie Traczyka/Niewiadomskiego, że za bardzo spuścili z łańcucha poziom absurdu dzięki czemu przewracałem kolejne kartki zupełnie niezainteresowany czymkolwiek. I właśnie mam kontr-przykład jak twórczo wykorzystać metody deux-ex machina a jednocześnie sprawić, że czytelnikowi chciało się śledzić kolejne zmieniające się lokacje i nowe postacie. Nawet jeśli Nowacki postanawia zmienić scenerię o 180 stopni, my wiemy dlaczego to zrobił. Przyjąłem jego kolejne pomysły z dozą naturalności, wręcz podskórnie w pewnym momencie oczekiwałem kolejnego zwariowanego zwrotu akcji!

Moe. jest uroczym niemym komiksem dla każdego. Od dzieciaka nie umiejącego jeszcze czytać (i wysługującego się rodzicami) po starych zgredów, którzy uwielbiają sytuacyjne absurdy i wychwycą, skąd się wzięła kropka w tytule. Nakład tego uroczego (wiem, powtarzam się, ale tu muszę) komiksu jest od lat wyczerpany, ale na szczęście mamy wersję cyfrową do instant love



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz