czwartek, 5 sierpnia 2021

Koniec lipca (scenariusz i rysunki: Maria Rostocka, Kultura Gniewu, 2020)

Mam stresa. O tym komiksie napisano już wszystko i każdy kolejny głos jest tylko bladym cieniem tych najlepszych recenzji. Ale już sierpień, w odtwarzaczu gra klasyczny album Counting Crows, więc trzeba się jakoś zmusić do sklecenia paru słów. Gdyż coś siedzi w środku i szuka ujścia. 

Alek ma fajnie, jego babcia mieszka na wsi. Takiej gdzie sobie po drogach biegają pieski, bądź można wsiąść na rower i godzinami szaleć ścieżkami wśród łąk i lasów. I można pogadać z rówieśnikami. Oraz odpocząć trochę od mamy, która musi chodzić do pracy w mieście i przyjeżdżać dopiero na weekendy. Chyba każdemu marzy się taka wakacyjna agro-idylla. Ale nie bohaterom naszej opowieści. Koniec lipca to psychologiczne piekło!

Podobno rozmowy mają uzdrawiającą moc. Pod warunkiem, że osoby rozmawiają. W tym komiksie mało kto rozmawia. Większość osób się komunikuje, przekazując niezbędne informacje. I szuka każdego możliwego sposobu by podczas tej komunikacji jak najmocniej dopiec drugiej osobie. Babcia Alka jest klasyczną toksyczną osobą, która nawet nie stara się tego zatuszować. Wiejscy rówieśnicy chłopaka dają popis młodzieżowego zmanierowania i nihilizmu. Monika, matka Alka, która wydaje się być zmęczoną życiem, ale najbardziej empatyczną osobą, zbiera wszystkie emocjonalne błyskawice. W Końcu lipca właściwie każdy jest mistrzem w skrobaniu papierem ściernym po duszach bliźnich. To festiwal pretensji, dawnych uraz, niespełnionych oczekiwań i złych decyzji. 

Maria Rostocka nie próbuje nikogo usprawiedliwiać z trucizn, które sączą, ale podaje tropy, dzięki którym czytelnik może próbować zrozumieć skomplikowane psychiki bohaterów. Czemu babcia Alka jest tak jędzowatą osobą? Zwyczajnie z powodu paskudnego charakteru, czy też "życie ją tak zmarnowało"? Jakim człowiekiem był jej mąż? Czy wiedziała, że jej siostra cały czas się w nim podkochiwała? A może przypadkowa ciąża jej córki zgasiło ostatni dobry promyk jej psychiki a na wnuka przelewa całą gorycz skierowaną ku mężczyznom? Nie wiemy, ale w świetle podanych poszlak próbujemy racjonalizować tę postać. Podobnie z Moniką - możemy się zżymać na jej naiwność i głupotę, gdy wybiera się na "randkę", ale też podskórnie wyczuwamy rozpaczliwą potrzebę bliskości i poprawy relacji na wielu płaszczyznach. 

I teoretycznie zakończenie komiksu jest dla Alka nadzieją na lepszy sierpień. Ale patrząc jakie zgliszcza emocjonalne wydarzyły się wcześniej to obawiam się, że poszarpane psychiki tak szybko się nie uleczą i zalążek relacji między dwoma młodymi ludźmi zacznie ulegać destrukcyjnej erozji. Maria Rostocka próbuje finalnie wlać nadzieję, wiarę w ludzi oraz moc zmieniania świata, ale gdzieś tam w środku coś we mnie krzyczy że po leśnej scenie nastąpi powrót do domów i kolejny dnia skrobania po duszach aż do całkowitego obdarcia z empatii. I to jest przerażające.

Moje przerażenie podkreśla warstwa graficzna. Minimalistyczna, bez żywych barw. Stłumiona zieleń, czerwień, żółć nadają otoczeniu wydźwięk zrezygnowania. Postacie bohaterów są albo zmęczone, albo pozostają w stuporze. Oddalenie kamery pogłębia odczucie wyobcowania a zbliżenia na twarze często pokazują zawziętość. Koniec lipca jest szary, tak jak dusze postaci, których poznajemy. Za to uwielbiam lot kamery nad wsią zapoczątkowany na stronie 117. Jest w nim coś cudownie alegorycznego!

Komiks Marii Rostockiej zasłużenie zdobył szereg nagród komiksowych. I prorokuję, że na rynku frankofońskim również zbierze kilka dodatkowych. To cicha i równocześnie wstrząsająca opowieść, która długo po lekturze zostaje w pamięci. Gratulacje pani Mario, to w tej chwili najczęściej pożyczany przeze mnie komiks moim niekomiksowym znajomym! 


P.S. A Monika, jak się uśmiecha, jest piękna!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz