czwartek, 8 lipca 2021

Cykl (scenariusz: Klaudia Srul, rysunki: Michalina Targosz, wydawnictwo Biblioteka Uniwersytecka w Poznaniu, 2020)


American Gods: slavic post-scriptum.

Starych bogów już nie ma. Zgładzili się sami, uwikłani w krwawe konflikty między sobą. Pozostawiona bez ich opieki ludzkość zdaje się podążać tą samą ścieżką. I zapomniała o pewnej prastarej słowiańskiej przepowiedni, wedle której zostanie przywrócony do życia Wol - bóg, który zniszczy obecny świat i zastąpi go nowym. Jedyna nadzieja na jego pokonanie jest w pewnej kelnerce, która jest ostatnią córką starych bogów. Problem w tym, że bogini ukrywając się przez wieki tak mocno przyzwyczaiła się do kamuflażu, że nie bardzo wierzy w nadejście prastarego zła ani nie ma ochoty walczyć za pogrążająca się w chaosie ludzkość. A w dodatku to nie jedyna postać obdarzona mocami w tej opowieści...

A ponieważ zin ów liczy zaledwie 24 strony, to cała historia przedstawiona jest w telegraficznym skrócie. Fabuła 'gna' z kadru na kadr zmuszona operować niedopowiedzeniami i mało finezyjnymi rozwiązaniami. A sam tytuł jest spoilerem. Przez co lektura nie ma szansy wybrzmieć odpowiednio. Po dotarciu do końca zadałem sobie pytanie - i po co to wszystko, skoro końcem końców ludzkość sama by doprowadziła do swojej zagłady bez interwencji bogów? Ot, całość wydaje się być kolejną wojenką wśród znudzonych (?) omnipotentnych stworzeń. 

I owa powiastka mniej by się zaczepiła w pamięci, gdyby nie świetne rysunki Michaliny Targosz. Wcześniej na blogu opisałem dwa komiksy Artura Biernackiego. Targosz tworzy na podobnych falach. Komiks świetne wygląda na brązowoszarym podkładzie a biało-czarne kreski i 'brudna woda' nadają historii fantastycznego ale też onirycznego sznytu. A kreacje bóstw - zjawiskowe, oddziałujące na wyobraźnię, rozkosznie diaboliczne. A strona 18-ta... cud, miód, orzeszki. Nie znam się, ale ma w sobie jakąś minimalistyczno-impresjonistyczną siłę!

Komiks dostępny na webkomiksy.pl. Nie mam papierowego egzemplarza wydanego przez Bibliotekę Uniwersytecką w Poznaniu, ale ta cyfrowa wersja wygląda jakby oryginalne plansze zostały namalowane na tekturze i wtłoczone w także tekturowe ramki. Świetny pomysł!

Gdyby na historia miałaby dwa razy więcej stron, byłaby znacznie lepszą pozycją. A tak trzeba przegryźć zęby za pośpieszny sposób opowiadania. Na szczęście rysunki rekompensują niedostatki fabularne.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz