wtorek, 6 lipca 2021

Boboczy Rycerz: Tom I i II (scenariusz i rysunki: Bartek Bocian, wydawnictwo Kokodak, 2020-2021)


Współczesny następca Tytusa, Romka i A'tomka? Jeszcze za wcześnie na tak odważną tezę, ale...

Nie sposób pisać o tym komiksie nie zaczynając od historii autora. Gdyż mogło by się wydawać, że takie rzeczy tylko na filmach. A więc Bartek będąc młokosem lubił rysować. Co nie jest jeszcze dziwne, ale dość szybko okazało się, że chłopak rysował codziennie. I w dodatku nie postacie na tylnej stronie zeszytów, tylko pełnoprawne komiksy. Jego nadprzeciętny talent dostrzegła mama Katarzyna i dzięki wsparciu środowiska komiksowego postanowiła założyć kampanię crowdfundingową na wspieram.to, dzięki której światło dzienne ujrzał pierwszy tom Boboczego Rycerza. By bardziej ową historię uczynić nieprawdopodobną należy wspomnieć, że mały Bocian tworząc ów komiks miał... 11 lat!

Gdy trzymałem przed sobą tom pierwszy, to nie wiedziałem co mnie czeka w środku. Próbki stron znałem (które sprawiły, że zdecydowałem się komiks kupić), ale z drugiej strony obawiałem się, że dla chłopa ponad czterdziestoletniego, perspektywa czytania opowieści z punktu widzenia jedenastolatka będzie nie do strawienia. Cóż, większość moich obaw się nie sprawdziła, ale komiksowi w niektórych miejscach trzeba dać wielką taryfę ulgową ze względu na młody wiek twórcy.

Boboczy Rycerz jest komiksem fantasy, pełnym absurdalnych sytuacji i slapstickowego humoru. Świat wykreowany przez Bartka zamieszkują głównie dziwne ptaszyska - ni to kury ni to ptaki. Oprócz nich wymyśloną krainę zamieszkuje cała zwierzęca menażeria - konie, sarny, wieloryby, smoki czy dzięcioły. Właściwie każdy z kuraków dostaje cechy antropomorficzne, reszta fauny odgrywa samych siebie. Boboczy Rycerz jest kurakiem z żelaznej zbroi, dosiadający swego złośliwego konia, którzy przeżywa zupełnie niemożliwe przygody. Niemożliwe też z tego powodu, iż mały Bocian jeszcze nie ma wprawy w tworzeniu fabuły, w której istnieje przyczyna-skutek. Tu może się wydarzyć wszystko i w każdym momencie, niezależnie od wydarzeń sprzed paru stron. 

Widać to szczególnie przy tomie I, gdzie Bartek prawdopodobnie nie miał w głowie zarysu scenariusza i tworzył kolejne przygody na zasadzie strumienia świadomości. Co często będzie przeszkadzać w lekturze, gdyż na kadrach momentami dochodzi do bałaganu i chaosu. W drugim tomie widać znaczącą poprawę i wyraźniejszy podział na story-arki, co automatycznie przekłada się na sprawniejsze czytanie. Ale niezależnie od strony 'technicznej' ilość pomysłów na przygody zrodzona w głowie młodego artysty przyprawia o małe zdumienie/podziw.

Bartek Bocian może ma jeszcze miejscami typowo młodzieńczy typ humoru operujący "bekowością", ale niejednokrotnie maluje przyjemnie absurdalne sceny, w których gdzieś tam majaczy się monthy-pythonowska szkoła dowcipu pomieszana z momentami wcale nie najgorszą satyrą. Ten młody chłopak chłonie otaczający do współczesny świat niczym gąbka i na swój jeszcze nie wytrenowany umysł konwertuje owe spostrzeżenia w fabułę swego dzieła. Z tego też powodu mój ulubiony story-arc to historia o trzech smokach pilnujących księżniczkę, którzy muszą zajrzeć do regulaminu, by móc stawić czoło dość specyficznej sytuacji. Ale chyba najbardziej widoczne są inspiracje w kreskówkach, które ogląda. Tu kłaniają się tytuły w stylu Toma i Jerry'ego czy przygód strusia Pędziwiatra - z tą różnicą, że Boboczy Rycerz dostaje bęcki zupełnie niezasłużenie i czasami zastanawiałem się skąd u Bartka takie zamiłowanie do "punchline'ów". Doskwiera to tym bardziej, że struś Pędziwiart ma niegodziwe zamiary i karma do niego wraca, a Boboczy Rycerz... tak naprawdę nie jest niczemu winien :)

I jeśli popatrzycie na próbki komiksu, to od razu skojarzy wam się styl graficzny Bociana z Papciowym. Kreska prosta, ale wyrazista. Postacie dość umowne, ale sympatyczne (choć czasami ciężko odróżnić który kurak jest kim). Tła i przedmioty rachityczne, ale udanie dopełniają opowiadaną historię. Kolory, z lekką nutką 'akwarelistyki' imitują doskonale warsztat Henryka Chmielewskiego. I te częste posługiwanie się słów cięciem-gięciem, które tak dobrze znamy z ust Tytusa - nie wiem czy Bartek zna komiksy Papcia Chmiela, ale w jego zwariowanych opowieściach wyczuwam podobnego ducha nieskrępowanej wyobraźni i cieszenia się wpychaniem bohaterów w coraz to bardziej zwariowane przygody. Jedynie życzyłbym sobie dymki bardziej dopasowane do tekstu - często zajmują nieproporcjonalną część kadru kosztem rysunków w których niejednokrotnie autor poukrywał 'easter-eggi'. 

Podobno już "w produkcji" tom piąty. Bartek dorośleje z roku na rok i zgaduję, że dalsze tomy będą przedstawiać chłopaka jako coraz bardziej okrzepłego artystę, który z opowieści będzie wyrzucał kolejne elementy gimnazjalnego humoru na rzecz bardziej inteligentnej zabawy z wykreowanym światem. Zajawki tu temu są - rośnie nam artysta o ponadprzeciętnym talencie i przy mądrym pokierowaniu jego energii przez rodziców mamy szansę na twórcę, który będzie mógł z godnością nosić oznakę nowego Orderu Uśmiechu. Mark my words!





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz