czwartek, 17 czerwca 2021

Stworzeni: Marzenie. Stworzeni: Inność (scenariusz: Piotr Czarnecki, rysunki: Artur Hejna, wydawnictwo Biblioteka Uniwersytecka w Poznaniu, 2019-2021)


Myśl zawartą w dwóch zinach duetu Czarnecki/Hejna popkultura wyzuła na milion sposobów. Współczesny korpo-świat zabija indywidualizm, kreatywność i sprawia, że codzienna wegetacja pozbawiona jest kolorów. Ale po to, by o tym opowiedzieć po raz milion pierwszy, twórcy wykreowali całkiem dziwny i intrygujący świat.

Miasto Nihilim. Jak można się domyślać o klimacie depresyjnym i nihilistycznym. Zamieszkują je głównie... glizdy. Ale też insekty i ptaki. By było dziwniej, glizdy mają groteskowe twarze - buldogów, ludzi, bezkształtnych mas... W Marzeniu poznajemy naszego bohatera, chwilowo bez imienia. Pracuje za biurkiem w jakiejś korporacji, która klimatem przypomina mi pewne sceny z Brasil Terry'ego Gilliama. I doświadcza wielu aspektów korpo-egzystencji: szefa, który jednego dnia zwalnia, drugiego daje awans, ale ogólnie wrzeszczy czy panią z recepcji, która sprawdza przy wyjściu poziom wyrobionych norm. A poza pracą życie naszej glisty wciąż jest szare i bezsensowne, a bohater oglądając się w lustrze widzi, jak traci rysy twarzy na rzecz anonimowej, bezbarwnej bulwy. Do czasu, aż na przystanku znajduje pewną tablicę a w pracy porozrzucane kartki z teczki.

Stworzeni: Marzenie jest protest-zinem przeciwko nijakości, rutynie, stłamszeniu w procedury i życiu w cieniu zwyrodniałych zwierzchników. Im dłużej egzystujemy w takim kieracie, tym coraz bardziej zatracamy swój indywidualizm, na rzecz mechaniczności czynności życiowych i podporządkowaniu myślenia wg reguł wyznaczonych przez mocodawców. Marzenie jest tu wołaniem o możliwość realizacji siebie i na własnych warunkach. Choć zakończenie jest raczej gorzkie - autorzy zdają się nam mówić, że cena za marzenia w współczesnym świecie mieści się w kategorii tych wysokich.

O ile pierwszą odsłonę średnio lubię (doceniam klimat, ale narracja miejscami jest mocno nieczytelna), to już Inność pod względem snucia opowieści jest odsłoną lepszą. Proszę spojrzeć na centralną postać z okładki. To taka siostra Rachel z Lotu nad kukułczym kniazdem. Nasz bohater znajduje się raczej w niewesołej sytuacji - życiowa stawka jest o wiele większa. W Inności wszelaki przejaw indywidualizmu jest sztucznie wykorzeniany. Znany świat okazuje się piekłem. Ale też nasz glizdawiec może liczyć na pomoc podobnych mu innych  nieprzystosowanych. Jedynym sposobem na zachowanie tożsamości jest ucieczka z tego przerażającego miejsca, gdzie znalazł się na końcu zeszytu pierwszego. Ale w takich sytuacjach zawsze pojawia się pytanie - czy można zaufać bezgranicznie drugiej osobie? Czy bardzo zaspoileruję, jeśli napiszę, że i zeszyt drugi kończy się równie gorzko? 

Stworzeni to seria która kuleje w wielu miejscach. Choć mówi o rzeczach ważnych, to używa do tego celu często banalnych chwytów. Zdarza się, że na pewnych kadrach zatrzymywałem wzrok dłużej próbując zrozumieć czemu na nich wydarzyły się narysowane sytuacje. Jest parę rzeczy scenopisarskich do poprawy w kolejnych zeszytach. Ale skoro widzę skok jakościowy między No. 1 a No. 2 to zgaduję, że No. 3 będzie jeszcze lepszy. Ale, mimo marudzenia, doceniam, bardzo doceniam wykreowany świat rodem z Delicatessen, gdzie na dzień dobry panuje brudna atmosfera groteski, nihilizmu i poczucia bezradności. Zdecydowanie nie jest to komiks do szybkiego zapomnienia.

A zeszyt nr 1 można przeczytać albo na issuu albo na FB, gdzie obok stron mamy wgląd w surowy scenariusz! 





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz