poniedziałek, 17 maja 2021

The Summoning #1-5 (scenariusz: Karolina "amenarhi" Lotyczewska-Błaszczeć, rysunki: Bartek Błaszczeć, wydawnictwo własne, 2019)

 



Kategoria: erotyczny komiks fantasy! Czyli co? 50 twarzy demona? 365 dni w piekle? Na szczęście nie, gdyż mimo obecności wielu scen 18+, to - gdyby je wyciąć - dostaniemy przyzwoite mainstreamowe romansidło z demonami, magią i inkwizytorami.

Droga do przeczytania tego komiksu była u mnie dość skomplikowana. Najpierw odkryłem prolog na webkomiksach. Potem wygooglowałem, że tom 1 twórcy chcieli wydać w formie papierowej na wspieram.to, ale zbiórka zakończyła się niepowodzeniem. Potem trafiłem na stronę autorów, gdzie umieszczono skany dwóch tomów tomów i połowy trzeciego. A na samym końcu na tej samej stronie zobaczyłem, że pozostałe dwa i pół tomu mogę dokończyć po angielsku. Jest więc tego 5 cyfrowych tomów, każdy liczy po 40 cyfrowych stron więc czytania jest całkiem sporo!

Isabel von Zauber to młoda, piękna, zdolna i... leniwa studentka magii ostatniego roku na uniwersytecie w Lorkheim. Przed nią tylko praca dyplomowa, która jej nie idzie. Postanawia pójść na skróty i pomóc sobie przywołując demona, którego mogłaby związać i który by wykonywał każde jej polecenie. Oczywiście takie praktyki są surowo zabronione, ale dziewczyna liczy że nikt się o tym nie dowie a po wszystkim odeśle go z powrotem. Rozbiera się do naga, kreśli sybile, recytuje formuły, otwiera portal licząc na wezwanie potężnego demona Ga'apa. Zamiast niego pojawia się inkub Viggo, który nie zdradza swojej jej tożsamości i podszywa się pod demona, gdyż zwyczajnie go nie lubi i chce mu uprzykrzyć 'życie'. Inkuby mają jedną cechę charakterystyczną - niepowstrzymaną chuć, szczególnie do młodych pięknych kobiet. A że jego fizyczność, nawet w rogatej formie, potrafi rozpalić namiętność u swej władczyni, więc dość szybko dochodzi do ten tego.

To, co spodobało mi się w pierwszym tomie, to okoliczności w jakich dochodzi do seksu. Mogłoby się wydawać, że fabuła będzie pretekstem by kierować naszą bohaterkę w coraz to egzotyczniejsze lokacje w celu ukazania namiętnych spazmów na tle wymyślnych krajobrazów. Nic takiego nie ma tu miejsca - mimo iż do pierwszego spółkowania dochodzi szybko, to jednak możliwości ludzkie są o wiele mniejsze niż inkubie i Isabel dość szybko trafi zainteresowanie seksem na korzyść problemów z pracą zaliczeniową. Właściwie tyle samo przyjemności sprawia jej władza na przyzwanym - często traktuje go protekcjonalnie, oschle i wykorzystuje do spełniania całkiem przyziemnych zachcianek. 

O tym jest tom #1, mający praktycznie dwóch bohaterów i dziejących się w jednej lokacji. Tom #2 rusza już z fabułą z kopyta. Poznajemy więcej miasta Lorkheim, przyjaciółkę Isabel, jej nauczyciela, przystojnego lecz egoistycznego absztyfikanta oraz dowiadujemy się czegoś więcej o ustroju panującym w krainie, w której Inkwizytorzy twardą ręką tropią wszelkie próby posługiwania się zakazaną magią. Jak można się domyśleć - czyn Isabel nie przechodzi niezauważony, a sytuacja się komplikuje z pojawieniem się kolejnych inkubów i intryg, które nie pozwalają pannie von Zauber spać spokojnie w ramionach demona.

Bardzo podoba mi się character development, jaki stworzyła Karolina na przestrzeni tych tomów. Nie ma tu radykalnych zmian charakterów czy twistów fabularnych; storytelling jest raczej spokojny, choć o zauważalnym progresie. Dziewczyna dość mocno panuje nad fabułą i postaciami i mimo, że stosuje kilka chwytów deux ex-machina, to przynajmniej tworzy je po to, by finał opowieści był epicki i miał odpowiednią moc. A taki finał właśnie jest - wszystkie poboczne wątki się splatają w jedno centralne wydarzenie, prawie każda postać odgrywa swoją rolę (chyba tylko zapomniano o wątku krasnoluda Yosuda) a zakończenie nie jeszcze odrzucająco banalne. A sceny seksu w oryginalnych lokacjach są jak najbardziej (m.in. w przestworzach wśród chmurek), ale jak wspomniałem wcześniej - dochodzi do nich w logicznych okolicznościach. Charakterologicznie najlepiej wypada tu Viggo. Gość jest chodzącą bombą seksualną, tylko czekającą na sygnał przyzwolenia. Jest namolny, bezczelny, ale nie sposób odmówić mu uroczej przebojowości z faktu bycia zabójczo przystojnym szelmą i zawadiaką. Jedynie - jeśli już trzeba pomarudzić - większość zagrożeń pojawiających się w trakcie tak naprawdę nie stawia Isabel w prawdziwym zagrożeniu, jedynie powoduje góra niekomfortowy nastrój. Finał co prawda to wrażenie niweluje, ale jak to bywa w romansach - ani razu jako czytelnik nie przejąłem się losem bohaterki, że może jest sytuacja ulec drastycznemu pogorszeniu.

Osobną kwestią są rysunki Bartka Błaszcza. Ma bardzo fajny styl - prosty, ale wyrazisty. By oddać emocje na twarzy wystarczy mu potrójnie złamana linia i już można z twarzy czytać jak z książki. To samo dotyczy lokacji czy przedmiotów. Szast-prast i już kadr gotowy. Podobnie robi z akwarelami, którymi kładzie kolor. Też wydają się pacnięte od niechcenia, a efekt wychodzi bardzo fajny. Ale tylko, gdy... się nie spieszy. Na przestrzeni tych 200 stron są fragmenty, które widać, że miał mniej czasu na ich przygotowanie - kreska uległa jeszcze większemu uproszczeniu, podobnie jak ilość barwników. No, ale jestem przyzwyczajony do takiego stanu rzeczy w marvelowskich tasiemcach, więc jedynie westchnąłem lekko.

A jak sceny seksu, mógłby ktoś zapytać? Hm... W tomie pierwszym okropne! Wywołują wręcz uśmieszek politowania. Grymasy twarzy, które docelowo mają być pełne pożądania i wyuzdania przybierają jakieś kuriozalne krzywizny. Na szczęście od drugiego tomu jest lepiej i Błaszcz "się wyrabia" pokazując spółkowanie w całkiem działający na wyobraźnię sposób. Ale na koniec zostawiam największy minus. Piersi i kobiece narządy płciowe są rysowane w pełnej okazałości. A co ma inkub między nogami? Mech! Tak z pół metra mchu! Taka pruderia w 2019 roku? Oh, c'mon...

Jak to bywa z wieloma frankofońskimi mainstreamowymi seriami fantasty - czyta się szybko i szybko zapomina. A u nas ciężko o porządne mainstreamowe fanstasy. Dlatego tu też szczegóły szybko ulecą z głowy, zostaną w pamięci 'momenty, ale takich mainstreamów potrzeba w kraju nad Wisłą jak najwięcej. Nawet takich z tagiem #romans i #humor. A właśnie teraz na webkomiksach leci prequel Before The Summoning. Chyba gorszy, ale nie chcę wyrokować przed zachodem słońca, gdyż i tu nie zapowiadało się na finalną rozpierduszkę, więc mam też nadzieję miło się zaskoczyć.

Komiks do przeczytania tu.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz