poniedziałek, 3 maja 2021

Diablo Boy (scenariusz: Dominik Szcześniak, rysunki: Marcin Rustecki, timof i cisi wspólnicy, 2014)

 

Komiks kupiłem w ciemno, z drugiego obiegu, gdyż był tani. Nazwiska twórców nic mi nie mówiły, w tamtych czasach nie siedziałem w polskim komiksie, również seria Ksionz jest mi nieznana. A Diablo Boy jest jednozeszytowym spin-offem owego komiksu, nakreślającym genezę jednej z postaci tam występujących. Ale można go na szczęście czytać niezależnie. Co prawda trochę rzeczy umyka, ale mam pretekst by próbować zdobyć już dawno wyprzedane tytuły główne.

Historia opowiada o pewnej babie-wiedźmie, która próbuje wyganiać złe duchy z nawiedzonych chłopców. A owe nawiedzenia są dość widowiskowe - a to u jednego po kolei odpadają kolejne członki a drugi cierpi ogromne męki, na utracie głosu kończąc. Wiedźma jak to wiedźma, potrzebuje to tego bardzo dziwnych składników. Co ważna - z jej słów wychodzi, że bardzo dobrze wie, kto za tymi opętaniami stoi i jaki makiaweliczny plan szykuje. Oczywiście, nic nie idzie zbyt łatwo. Szczególnie gdy musi zmierzyć się z niewiarą przedstawiciela bardziej nowożytnej medycyny. Komiks nie daje jasnych odpowiedzi czy jej działania przynoszą zamyślone skutki - koniec końców rodzi się Diablo Boy. Odpowiedź zapewne jest w Ksionzu, czy narodziny DD przebiegły zgodnie z intencjami kreatora, czy też interwencja wiedźmy namieszała w szykach. Przyznam się, że w tym przypadku otwarte zakończenie jedynie wzbudziło ciekawość. Podobnie jak epilog z postaciami, które są mi obce. A zostały pokazane na tyle ciekawie, że od razu sprawdziłem ceny na allegro (drogo!).

Diablo Boy to komiks zdecydowanie mroczniejszy i krwawszy od takiego Hellboya. Duża zasługa w tym Rusteckiego, którego "brzydkie" i rozedrgane rysunki sprawiają, że pochyliłem się dłużej nad każdym kadrem, by wyłowić z tych wszystkim poplątanych ołówkowych cieniowań zarysy postaci, ich ruchy i wykonywane czynności. Cierpliwość się opłaciła - dzięki temu sama historia weszła mocniej i odpowiednio mocniej wybrzmiała. Co z kolei uświadomiło mi, jak dobry i groteskowo-makabryczny Szcześniak wymyślił sobie origin. Ksionz ma równie dobry poziom?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz