poniedziałek, 19 kwietnia 2021

Opowieści znad Bałtyku: (scenariusz i rysunki: Wojciech Stefaniec, Timof i cisi wspólnicy, 2015

 

Zacznę od technikaliów. Timof wydał tę pozycję na gazetowym papierze. A rozmiar... rozmiar chyba niewiele mniejszy od wymiarów Rzeczpospolitej (gazety). Decyzja o takiej formie wydania ma więcej plusów niż minusów. Może i komiks jest nieporęczny do czytania, ale Stefaniec bardzo dobrze wykorzystuje powierzoną mu powierzchnię.


Opowieści znad Bałtyku, jak sugeruje tytuł, to zbiór legend i podań związanych w Pomorzem. Nie tylko dawnych, jest też parę współczesnych. Wojciech Stefaniec z małą pomocą Piotra Peicherta postanowił przekonwertować je na "paski" komiksowe. W sumie paski to złe słowo - pierwotnie te opowieści ukazywały się jako dodatek do gazety "Głos Pomorza" i zajmowały całą stronę. Stąd więc Opowieści są poniekąd wydaniem zbiorczym, dostajemy do ręki dwadzieścia jeden historii, każda z nich zawiera się w obrębie jednostronicowego panelu. Duży format pozwolił na rozłożenie opowieści na wiele kadrów, dzięki czemu mają one odpowiednie rozwinięcie fabularne. Choć autor - świadomy ograniczeń przestrzennych, na końcu każdego odcinka umieścił opis rozszerzający bądź wyjaśniający kontekst danej gawędy.

I jak z adaptacjami mitów i podań - odcinki są nierówne, mocno nierówne. Mimo iż Stefaniec dwoi się i troi by przekazać jak najwięcej informacji to niejednokrotnie zwyczajnie brakuje mu miejsca. Albo gorzej - materiał wyjściowy jest tak czerstwy i banalny, że nawet zaprzedanie duszy diabłu nie pozwoliłoby na wydobycie ikry z owych opowiastek.

A z mitologią pomorską jak to i z mitologią każdej innej części kraju - obraca się wokół tych samych motywów, ubierając je w lokalne szaty. Dostajemy klasyczne wystrychnięcie diabła na dutka, który czyha na nasze dusze, kary boskie za niegodziwe żywoty, cudowne źródełka, zatopione miejscowości i podstępne czarownice. Część tych opowieści ratuje wyłącznie talent Wojciecha Stefańca, który ma bardzo klimatyczną kreskę często skręcającą w fantasmagorię. Najbardziej podoba mi się jak operuje czernią i bielą w odcinku ToNieMy. Na kapitalny pomysł wpadł tworząc Strachy na lochy, gdzie opowieść snuje się po owalu centralnego kadru, który stanowi pointę historii. 

Niektóre odcinki mocno wybijają się ponad 'średnią'. Wilki z lasu - dojść przejmująca w wymowie opowiastka opowiedziana z innej perspektywy. Pijanemu w kościele nie wybaczono - tytuł już wskazuje, że będzie niesztampowo:) Wieloryb to historia z gatunku tych groteskowych, z kolei Zazdrość na kaszy się skoczyła - humorystyczna i... lekko monthy-pythonowska! Oraz kończący zbiorek Grill przynoszący fajną puentę całości.

I mimo, że Opowieści znad Bałtyku jako całość na pewno nie są pozycją must-have, to dobrze spełniają dwie role: pokazują, że Stefaniec dobrze czuje się w przedstawianiu "czasów minionych" oraz sprawiają, że ja - gość z południowego wschodu - chcę w najbliższe lato na urlopie zwiedzieć te wszystkie wymienione w Opowieściach miejsca. Autor zareklamował je lepiej niż niejeden przewodnik.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz