Drogi ewentualny czytelniku! Za chwilę przedstawię zarys fabuły z pierwszych stron komiksu. Jeśli jeszcze nie czytałeś „Dwóch Gwoździ” - na podstawie owego lakonicznego opisu spróbuj przewidzieć jak wydawnictwo prezentuje się dalej!
Pewna wieś gości biskupa. Mszę z jego udziałem przerywa miejscowy pleban, by oznajmić parafianom ważną rzecz. Po czym unosi komżę by pokazać, że z powodzeniem odjęto mu przyrodzenie, dzięki czemu będzie mógł awansować w hierarchii kościelnej. Problem w tym, że jego dyngus ma się dobrze, co mogą potwierdzić uczestniczący w nabożeństwie wierni!
I jak wrażenia po opisie? Brzmi obrazoburczo? Modernistycznie? Lewacko? Nic z tych rzeczy – „Dwa Gwoździe” to interesujący komiks z gatunku weird fantasy, mocno zanurzony w polskiej ludyczności. Dziwny, enigmatyczny, nie szokujący (jak to może się wydawać po pierwszych stronach lektury) i dostarczający sporo plastycznych doznań.
Pokuszę się o odważną opinię, że dzieło Ottoicha to taki słowiański spin-off „Sandmana”. Bohaterami dwóch historii wchodzących w skład tomu pierwszego są dwa pomniejsze bóstwa: Błotnik i Torngarsuk, którzy szwędają się po świecie, gderają na temat aktualnej sytuacji w Piekle i karzą napotkanych ludzi za ich uczynki i słabostki. A kary są z gatunku tych makiawelicznych. I mimo, że poruszamy się w klimatach staropolskiego folkloru, to wydźwięk tych opowieści mocno ociera się o horror. Dużo wspólnego „Dwa Gwoździe” mają z komiksami Piotra Wojciechowskiego o Grabarzu - obaj artyści dość płynnie mieszają elementy "stare" z "nowymi", gdzie np. leśne diabełki zapychają rury kanalizacyjne. Lubię taki miks w kreowaniu świata. To nisza wciąż daleka od wyeksploatowania i daleko jej do powtarzalności jak to ma się w przypadku np. steampunku.
Ottoich dał się wcześniej poznać komiksem „Otwarta Turma”. Komiksem SF, w którym zawarł parę fajnych scenariuszowych pomysłów. Niestety komiks poległ na kanwie rysunkowej - chłopak chciał być 'artsy' i zabrakło umiaru w rysowaniu kresek - w efekcie czego wyszedł album dość poplątany i bełkotliwy i w narracji i w malunkach. W swym najnowszym dziele Ottoich jest już twórcą bardziej świadomym i okrzepłym. Wciąż ma szalony styl rysowania, ale owo szaleństwo jest ubrane w zwartą formę. A facet ma niebywałą wyobraźnię - czy to w kreacji nieeuklidesowych geometrii pejzaży i budynków, czy to w turpistycznych projektach postaci. Zresztą - już okładka jest dobrą wizytówką artysty.
Brać, kupować, wąchać strony, nie zrażać się, że w środku będą odcinać pindole. Mocna rzecz nie tylko dla fanów Gaimana - każdy czytelnik spragniony nieoczywistych fabuł i malunków będzie kontent. Świetnie zaczyna się komiksowy rok 2021!
Recenzja pierwotnie planowana do publikacji na stronie Współczesny polski komiks.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz