Ostatnie dokonania Kekube powoli utwierdzały mnie w przekonaniu, że chłopak coraz odważniej tworzy historie mające prawo spodobać się szerszej klienteli. A to zonk - świeży tytuł z tego roku to powrót do bezsensu i 'kosmicznego' absurdu.
Kekube przenosi nas tym razem na morską plażę. Jest lato, stworki zażywają kąpieli słonecznych i relaksu a wzdłuż linii brzegowej urządzają się sprzedawcy z małą gastronomią. Poznajemy jednego z nich - sympatycznego pana sprzedającego chrupki z barakowozu. Oprócz standardowych smaków tej zagryzki, ma w ofercie autorski produkt - o tytułowym smaku wody z kaloryfera. Niestety, owo craftowe jedzonko nie przekonało plażowiczów, którzy woleli wybrać klasyczne wersje.
Ale tak naprawdę znakomita część komiksu traktuje o czymś innym - o królestwie rozgwiazd, które kontrolują nadmorski piasek. Ale żeby móc to robić, młode osobniki z tego gatunku muszą zdać egzamin końcowy. Owszem, na ostatniej stronie te dwa wątki łączą się w uroczy happy-end, ale to co dzieje się przez te kilkanaście stron to komplenty odjazd, który wywołuje odruch "co ja czytam?". Nie jest to zarzut - Kosmiczna Ekspedycja Kube wiele razy dał przykład, że w się urodził w pure-nonsensowym czepku - zwyczajnie nie byłem przygotowany aż na takie jego stężenie.
W hierarchii moich ulubionych komiksów Kekube Chrupka o smaku wody z kaloryfera nie wyląduje wysoko. Ale cały czas czuję przyjemność z obcowania z tymi całymi zwichrowanymi płodami wyobraźni młodego artysty. Ewidentnie chłopak nie zna takiego wyrażenia jak 'brak kreatywności'. Czego dowodem powyższy tytuł.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz