Nieprzypadkowo ten tekst pojawia się 11 sierpnia na blogu. Dziś do kin wchodzi The Last Voyage of the Demeter, a trzeci zeszyt specjalny Wydziału 7 ma wiele wspólnego z dziełem André Øvredala. UWAGA: recenzja spoilerowa.
Wspomniany obraz rozszerza jeden z wątków powieści Brama Stokera Drakula i opowiada o losach załogi statku Demeter, na którego pokładzie transylwański hrabia przepłynął Atlantyk i dotarł do brzegów Anglii. Kontny z Turkiem inspirując się mocno Dziennikiem kapitańskim, wpletli dobrze znaną opowieść w wydziałowe realia i - podobnie jak w poprzednich zeszytach - osadzili w kontekście rzeczywistych wydarzeń z najnowszej historii Polski.
Większość wydarzeń w Sztormie dzieje się na pokładzie statku pasażerskiego MS Batory. O jego roli dla polskiej marynarki można przeczytać choćby na wikipedii, nas interesuje przede wszystkim jeden fakt. 3 listopada 1954 roku, gdy statek wykonywał swój setny kurs liniowy, w pobliżu Krety rozpętała się ogromna burza. Fala sztormowa poraniła śmiertelnie jednego z marynarzy, trzech innych zmyła za burtę (ciał nigdy nie odnaleziono), pozostała część załogi doznała lżejszych obrażeń. Owa tragedia spowodowała zwolnienie ze służby ówczesnego kapitanla Batorego, Tadeusza Meissnera i postawienie mu zarzutów spowodowania wypadku (zapadł wyrok uniewinniający).
Ale publicznie dostępne kroniki nie informują, że w październiku 1954 roku na pokład Batorego w Bombaju wsiadł po kilkuletniej tułaczce po świecie Jakub Lange, a 1 listopada w egipskim porcie dosiadło się małżeństwo polskich emigrantów, którzy postanowili spełnić ostatnią wolę ojca i pochować go na rodzinnej ziemi. To, co przedostało się do publicznej wiadomości było ułamkiem koszmarnych wydarzeń, których świadkiem były zimne relingi transatlantyka...
Można więc twórczo zrecyklingować wyświechtany pomysł? Podwójna objętość Sztormu pozwoliła scenarzystom na złapanie kilku srok na raz. Panowie poszerzyli życiorys Lange'a o niezbędne informacje skąd u dominikanina tak ogromna wiedza na temat multikulturowej ezoteryki. Pokusili się również o spoilery na temat przyszłych losów duchownego. Można się zastanawiać, ile z przepowiedni już się wypełniło w regularnej serii; szczególnie ostatni wyraz daje wiele do myślenia. Dochodzi również do pewnego kluczowego spotkania, którego konsekwencje dobrze znamy, ale miło jest zobaczyć punkt zerowy. Plus oczywiście szafowanie historycznymi faktami - padające w komiksie nazwiska dotyczą rzeczywistych osób.
Wątek wampiryczny również został poprowadzony po swojskiemu, bez sięgania do transylwańskiego originu. Może background polskiej odnogi wampirzej rasy został potraktowany po macoszemu, ale gdyby trochę bardziej porozmyślać to zaczyna ciekawie rezonować z przedwojennym rozpasaniem obyczajowym. A ucieczka przed zagrożeniem ze strony Hitlera jest wielce wymowna i dobitnie pokazuje strach przez zbliżającą się okrutną wojną.
Właściwie w Sztormie nie pasuje mi tylko jedna rzecz - jak Lange rozpracował główną intrygę. Ot, parę miesięcy wcześniej wszedł w posiadanie mistycznej wikipedii, która uruchomiła się w śnie kiedy trzeba - odblokowana przez bliską obecność istoty nadnaturalnej. Trochę to czyni z dominikanina postać OP. Owa zdolność ma spory potencjał fabularny, szczególnie przy nadchodzącej apokalipsie; tu została użyta za bardzo w sposób deus ex machina.
Trzeci numer specjalny narysował Łukasz Godlewski. Artysta dobrze nadający się na ilustratora Wydziału, gdyż ma styl zintegrowany z komunistycznymi możliwościami poligraficznymi - grubo ciosaną kreskę, proste, "węgielkowe" cieniowanie, przerysowania anatomiczne i kolorystykę udającą tą szybko kładzioną. Wydaje mi się też, że Łukasz, oprócz autorskiego sznytu, chciał miejscami nawiązać do prac poprzednich rysowników serii - są kadry kojarzące się z robotą Stefańca, jest parę ramek bardziej Klimkowych. Widzę także inspiracje pop-artem ale również (serio-serio) Henrykiem Jerzym Chmielewskim (gdyby ten rysował mroczne opowieści).
Jedynie czego mi zabrakło to bardziej efekciarsko zrobionych punktów kulminacyjnych. W momentach gdy w filmach muzyka osiąga apogeum, w komiksie Godlewskiemu sceny wyszły zbyt karykaturalnie. Owszem, Wydział 7 nigdy nie był rasowym horrorem, bardziej nadnaturalną przygodówką, to scena, w której wampir zionie ogniem po napiciu się krwi Jakuba kojarzy się głównie z pieczeniem po zgadze. Ale dla przeciwwagi - akt I narysowany kapitalnie, upiorny karmazyn w finale - palce lizać, orgietka niczego sobie!
Sztorm utrzymuje poziom, do jakiego twórcy przyzwyczaili w całym sezonie drugim. Pomysł na fabułę niegłupi, wszystkie wypracowane elementy zagrały z pełną mocą, zwiększona objętość pozwoliła na rozbudowę wydziałowej mitologii. Nic, tylko czekać spokojnie na następny zeszyt. Oznak zmęczenia materiału nie widać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz