czwartek, 22 września 2022

Ostatni seans w kinie Corso (scenariusz i rysunki: Maciej Pałka, wydawnictwo Komiks Dnia, 2021)


Każdy lubi stare fotografie swoich miast. Te przedwojenne, utrwalone na szklanych negatywach i przedstawiający strzępki dawnych czasów, mają swój unikalny klimat. Maciej Pałka przestudiował chyba każdą istniejącą fotografię Lublina z czasów wielkiego kryzysu. I postanowił oddać hołd ówczesnym fotografom-dokumentalistom.

We wstępie padają nazwiska Stefana Kiełszni, Henryka Poddębskiego, Ludwiga Hatrwiga i Abrama Zyldberga. Pałka wyraźnie zaznacza swoje inspiracje, wręcz cytuje ich prace. I proponuje czytelnikom (w domyśle lublinianinom) zabawę w wyszukiwanie wszystkich architektonicznych nawiązań. 

A sam komiks? Niemy. W tym samym wstępie Maciej, na szczęście, opisuje fabularny punkt wyjścia. Poznajemy młodego mieszkańca Lublina, który bezskutecznie szuka pracy, ale pewnym zbiegiem okoliczności, wyciąga ze strychu należący do dziadka stary aparat koloidowy i zaczyna przygodę z fotografią. Jego wiedza o fizyce robienia zdjęć jest niewielka, co ma niebagatelne znaczenie, gdy organizuje pokaz swoich prac w tytułowym kinie Corso.

Lecz fabuła ma tu drugorzędne znaczenie. Na pierwsze miejsce wysuwa się przedwojenny Lublin, w którym postacie są tylko tłem. Zgaduję, że wszystkie całostronicowe rysunki, na których widać wczesno dwudziestowieczne miasto, są autorskimi konwersjami istniejących dawnych zdjęć. Maciej 'przerysował' je w swoim znanym, niedbałym stylu, z krzywymi prostymi i nonszalanckimi konturami. Ale w tych kadrach zawarł ducha lokalnej historii. Jego rysunki są urocze, cudownie miękkie, bez wyjątku oniryczne i urzekające ekspresyjnością. Powstał swoisty wehikuł czasu - immersja dała się znać nawet mnie, gościowi z innego województwa, który miał tam w dzieciństwie wycinaną nerkę, a w dorosłym życiu był zaledwie parę razy na Starówce. Po lekturze komiksu dobrze rozumiem, czemu autor kocha swoje miasto.

A tuż obok wyrafinowanie niedbałej architektury kwitnie życie, narysowane już bardziej toporną kreską. Pałka intencjonalnie rozdziela te dwa światy, uwypuklając prawdziwego bohatera. Choć historia żydowskiego chłopca jest równie magiczna. Chce się obserwować jego pierwsze przymiarki do fotografii oraz ze ściśniętym sercem dociera do gorzkiego finału. Przecież do happy endu wystarczyło tak niewiele, wystarczyło ogarnąć młodzieńczą porywczość i zniecierpliwienie! Na osłodę pozostały graficzne impresje - spacery na tle strzelistych murów i utrwalone światło na porzuconych kliszach. I chęć otwarcia googla w celu wyszukania informacji i historii kina Corso.

Maciej stworzył mocno liryczny tytuł. Osiągnął to bez żadnego słowa (rysunki dają sporo przestrzeni na interpretację) oraz stosując jedynie odcienie szarości. Które bez problemu mózg zaczyna w swojej neuronowej przestrzeni samoistnie kolorować. Gdyż twórca nasączył strony śladami raju utraconego, a ten każdy z nas odbiera osobniczo i nie trzeba mu nic sugerować. Więc jeśli ktoś kiedyś spyta o odpowiednik tomu poezji w komiksie, można bez zastanowienia podać Ostatni seans w kinie Corso. Mimo iż niemy, to oferujący ten sam poziom wzruszenia co zmyślnie dobrane słowa.

p.s. Brawa za wydrukowanie tytułu na szarym papierze 'pakowym'. Komiks przez wygląda i (mam nadzieję, że) pachnie jak gazety z tamtych lat!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz