Oczywiście, że znam twórczość Jakuba "Dema" Dębskiego. Na mojej fejsbookowej tablicy regularnie pojawiają jego paski, udostępniane przez znajomych. Ale dłuższego komiksu nie czytałem nigdy. Aż do teraz.
Rysunki brzydkie. To wiedziałem. Ale ładniejsze niż patyczaki mazurowe, choć bardziej niechlujne i paintopodobne. Za to font gorszy. I paskudne szare tła. Ale w końcu Dem zrobił 'karierę' nie umiejętnościami graficznymi, a poczuciem humoru i obserwacjami socjologicznymi, które trafiają do młodzieży.
Nie wiem, czy wcześniej Dębski sięgał po autoironię, ale w Mięsku postanowił pokazać się jako twórca, który przyjmie każde zlecenie, jeśli tylko dobrze zapłacą. Nie ważne przekonania czy kręgosłup moralny - gdy brzęczą monety z przelewu, miękną zasady. Komiks przenosi nas do 2033 roku, w którym coraz popularniejszy jest wegetarianizm, dodatkowo forsowany przez Unię Europejską. Co automatycznie pociąga za sobą bankructwa firm zajmujących się ubojem świń. Do akcji rusza rząd, który wysyła do Dębskiego swoją wysłanniczkę. Ta oferuje Demowi dość pokaźną ilość pieniędzy, jeśli tylko zgodzi się stworzyć komiks mający za zadanie odczarować czarny PR wiszący nad ubojem zwierząt. Cóż, spoiler: Dębski się zgadza. I to co wyszło mu spod palców, prezentuje w niniejszym wydawnictwie.
Hmmm... Na pierwszy rzut oka autor nie prezentuje wyrafinowanego humoru. Ot, zwyczajnie odwraca role i kreśli kabaretowy skecz, w którym kurki tylko marzą by skończyć żywot w dobrze przyrządzonym rosole niż pozwolić umrzeć chorującemu na grypę dzieciakowi. Oczywiście pojawiają się złe, wegetariańskie lewaki, zagrożenie niemieckie i słowa-wytrychy znane z publicznych narracji. Można więc skwitować całość: "śmiechu było co niemiara", a sam zin zapomnieć tuż po odłożeniu na półkę.
Tylko, że komiks pokazuje, niejako mimochodem, bardzo ważną rzecz. Jak dziś w social mediach łatwo jest żonglować ideami. Wystarczy mieć trochę oleju w głowie i jakiś tam talent literacki, by móc właściwie na zawołanie stworzyć artykuł, esej, przemowę, pastę internetową, komentarz, wpis na bloga, zarzucić temat w towarzystwie. Dębski niespecjalnie się wysilając, potwierdził, że internet zasypany jest kuriozalnymi tezami, które ludzie tworzą dla beki, by się sprawdzić czy mogą uwiarygodnić nawet najbardziej bzdurną teorię, bądź mieć zastrzyk adrenaliny widząc, że rozpętali flame war w dyskusji. Także jak kiedyś przeczytamy na FB wpis jakiego gościa bez zdjęcia profilowego, używającego słów wyświechtanych słów typu 'obudźcie się', to kto wie? Może za tym komentarzem siedzi Dem, który w dupie ma teorie o płaskiej ziemi, ale wcielenie się w rolę foliarza traktuje jako intelektualnego połamańca, którego trzeba rozpisać? Mięsko sugeruje, że to niekoniecznie bezsensowne rozkminki.
Najbardziej podoba mi się zakończenie, w którym Jakub daje lekkiego prztyczka komiksowemu poletku, ale też dissuje własną quasi-undergroundową działalność. Podobno umiejętność śmiania się z samego siebie jest oznaką inteligencji. Stąd Mięsko czyta się fajnie, ale tytuł to jednostrzałowiec. Do przeczytania, uśmiechnięcia się i szybkiego zapomnienia. Jednak jest w środku zbyt dużo zwietrzałego kabaretu, by ten zdołał utrzymać się dłużej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz