Zapowiedź nowej serii superbohaterskiej. Ogólnie yay, ale...
Ćma to alter-ego głównego bohatera. Nic o nim nie wiemy, jak ma na imię bądź czym się zajmuje za dnia. Wiadomo, że działa w Warszawie w roku 1926. Nie posiada supermocy, korzysta jedynie z mniej bądź bardziej sprytnych gadżetów. Można by powiedzieć, że przypomina Batmana, ale jego postura i modus operandi nie wskazują na osobę mocno wysportowaną; moje skojarzenia bardziej szły w stronę Gwardzistów - drużyny superbohaterów ze Strażników Alana Moore'a. Różnicą jest świat przedstawiony, z którego nakreśleniem mam największy problem.
#1 składa się z trzech krótkich opowieści. I niestety, komentarza autorskiego. W pewnym momencie Tomasz Grodecki wykłada na ławę swoją wizję publikując notatki służące rysownikowi Rafałowi Bąkiewiczowi do realizacji jego wizji. Dowiadujemy się, że Warszawa 1926 jest miastem retro-futurystycznym, w którym znajdują się elementy XX-wieczne, jak i technologia z XXII wieku. I wszystko byłoby OK, ale takie rzeczy powinny wynikać z fabuły. Tego typu ciekawostki są umieszczane w amerykańskich wydaniach zbiorczych TPB/HC, gdzie materiału nazbierało się na tyle, że można je dopełniać takimi uzupełnieniami. Tu Bąkowicz poszedł zbyt na skróty, przygotowując materiał do wydania. Zawsze jest fajniej dowiadywać się o wykreowanym świecie z samej opowieści, dialogów, interakcji, bądź tak poprowadzić fabułę, by w kadrach zawrzeć co nieco informacji, dlaczego m.in. w międzywojennej Warszawie ludzie używają smartfonów (dobrym krokiem było umieszczenie wyimków z prasy codziennej, choć okazały się one zbyt enigmatyczne). Tak więc publikacja instrukcji dla rysownika pojawiła się zdecydowanie zbyt szybko i zepsuła mi kompletnie radość z odkrywania czemu miasto różni się od tego znanego z książek.
A historie same w sobie niczego sobie. Warszawa jawi się trochę jako Gotham, padający deszcz dopełnia wrażenia gotyckiego zaduchu a przygody Ćmy są creepy enough by rozpalić wyobraźnię. Stacja końcowa to swoisty hołd do przygód Batmana-detektywa, który musi złapać niegdyś praworządnego obywatela (ani chybi postać idealna na powracającego villiana). Zupełnie odmienne w tonie jest Selfie trumienne, które atakuje niczego nie spodziewającego się czytelnika stężoną dawką fantastyki i proto-horroru. To jest właśnie ten epizod, który zaburzył mi całość - zbyt nachalnie niepasujący do poprzedniego epizodu ale też otrzymujący niepotrzebne wyjaśnienie parę stron dalej. Z kolei bardzo podoba mi się klimat sączący z Hotelu Rubikon - to minimalistyczna historia, w której twórcy ciekawie operują ogranymi gangsterskimi motywami.
Intryguje mnie kreska Bąkiewicza. Jest nierówna, ale wydaje mi się, że intencjonalnie nierówna. Rafał niektórym kadrom poświęca więcej uwagi - stara się o tła, rysuje postacie w mniej rachityczny sposób, sprytnie cieniuje kształty, które nabierają większego życia, bądź bawi się konstrukcją planszy. A chwilę później, na sąsiednim kadrze spłyca wszystko - kładzie bardziej wyblakłą szarość i kreśli postacie bardziej umownym konturem . I nie widać w tym żadnego wzoru, czegoś co wskazywałoby na celowość takich zabiegów. Być może ja ich nie widzę, stąd to zaintrygowanie. I muszę przyznać, że Bąkiewicz dość dobrze wywiązał się z zaleceń zawartych w scenariuszu. Warszawa i postać Ćmy wydaje się być dobrym odzwierciedleniem intencji scenarzysty.
Wynika z tego, że największym problem z Ćmą ma tylko dlatego, że to niepotrzebny autospoiler. Zastanawiam się, jakbym odebrał komiks, gdyby nie było tych dwóch stron klubowych. Przy epizodzie drugim miałbym dalej wielkiego mindfucka, ale też mocniej wyczekiwałbym kolejnej odsłony. Z tą odautorską wiedzą aż takich emocji nie odczuwam. Mam tylko nadzieję, że w zeszycie drugim, elementy worldbuidingu panowie twórcy podadzą już normalnie, poprzez opowiadaną historię, nie dodatki.
p.s. zastanawiające jest, że timof comics, wydawca Ćmy, do tej pory na swoim profilu FB nie podlinkował ani jednej recenzji komiksu...
Bąkowicz zniknął na kilka lat - jako autor, oczywiście. Ja, w każdym razie nie widziałem żadnych publikacji z jego rysunkami i kiedy zobaczyłem zapowiedź "Ćmy" i przykładowe strony komiksu to nie byłem pewien czy to ten sam rysownik.
OdpowiedzUsuńZobacz to co narysował ponad dekadę temu - wtedy jego styl był bardziej wyrazisty. Może to celowe, ale rysunki w "Ćmie" wyglądają na duży regres (a może po prostu pośpiech). Albo już mu się nie chce.
ps. oczywiście autor może zawsze stwierdzić, że "szkicowość", "prostota" lub "niedopracowanie" to celowy zabieg, no cóż...